Znamy doskonale argumentację tych, którzy uważają, że klientom Amber Gold żadna pomoc się nie należy - tak samo jak kredytobiorcom. Przecież jeżeli ktoś uwierzył, że gdańska firma przyniesie mu wielkie zyski, to wykazał się skrajną naiwnością, a jej skutki powinien ponieść sam. (Tak samo jak kredytobiorca powinien ponieść skutki swojej decyzji).
Można by się bez problemu zgodzić z takim postawieniem sprawy, gdyby w obu przypadkach polskie państwo jasno zadeklarowało, że tymi kwestiami się nie interesuje: nie sprawuje nadzoru nad bankami, nad rynkiem kredytów, nad instytucjami finansowymi - słowem, że panuje tutaj wolna amerykanka. Gdyby było wiadomo, że nie można oczekiwać, że cokolwiek będzie tu sprawdzane, weryfikowane, kontrolowane.
Tak jednak nie było. Komisja Nadzoru Finansowego uznała, że firma Amber Gold prowadzi działalność faktycznie bankową, nie będąc zarejestrowana jako bank. Do prokuratury wpłynęło doniesienie, ale ta - z tajemniczych powodów, które może odkryje specjalna komisja śledcza właśnie zaczynająca działalność - przez długi czas nie robiła nic. Podobnie jak KNF i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Polskie państwo miało wszelkie przesłanki do interwencji, ale jej nie podjęło. Dziś poszkodowani mają prawo uważać, że ich nieszczęściu w takim samym stopniu jak oszuści finansowi winne są instytucje państwowe.
Zasada powinna być jasna i klarowna: jeżeli w jakiejś dziedzinie państwo przyznaje sobie prawo do kontroli i nadzoru, to obywatel ma prawo oczekiwać, że się ono z tego wywiąże. Że te nadzór i kontrola będą wystarczająco wnikliwe, aby nie dopuścić do przekrętu, oszustwa, nabijania w butelkę. A jeśli już do nich jakimś cudem dojdzie, państwo powinno wziąć na siebie choć część odpowiedzialności.
Tak się jednak nie stało - ani w przypadku Amber Gold, ani kredytów frankowych (gdzie nadzór państwa był teoretycznie jeszcze ściślejszy i bardziej oczywisty), ani w wielu innych sprawach. Prosiłbym zatem polityków, żeby nie oburzali się, że obywatele traktują państwo jak wroga, a nie swojego sprzymierzeńca. Że nie chcą się wywiązywać ze swoich wobec niego obowiązków. Odpłacają po prostu pięknym za nadobne.