Ludzie wierzą tym, których popierają w sondażach

2010-02-06 2:00

Specjalnie dla Czytelników "Super Expressu" próbę podsumowania działalności Sejmowej Komisji Śledczej ds. Afery Hazardowej podejmują znani publicyści

"Super Express": - Czy komisja hazardowa działa w szczególnych uwarunkowaniach?

Piotr Semka: - Ma w sobie ukryty wirus w postaci przewodniczącego Sekuły, który nie ułatwia pracy pozostałym członkom komisji. Musieli oni np. ułożyć spis świadków bez zapoznania się z dokumentacją, mieli utrudniony dostęp do protokołów i stenogramów z nagrań CBA. To trzeba nazwać po imieniu: skandal. I niech się to stanie ostrzeżeniem na przyszłość. Oto przedstawiciel partii rządzącej, udając dobrotliwego formalistę, w niepokojący sposób wpływa na prace komisji. Kolejne sesje pytań trwały po dziesięć minut, a świadkowie szybko odkryli, że muszę mówić tak długo, jak tylko się da, aby zapobiec pytaniom dociskowym. Zresztą Sekuła każdą próbę przypierania do muru torpedował i w dużym stopniu wpłynął na osłabienie wiarygodności tej komisji.

- Czy posłowie komisji muszą dowiadywać się o większości okoliczności sprawy z mediów?

- A co sądzić o sytuacji, w której Sekuła pytany o to, dlaczego członkowie komisji nie mogą wykorzystywać stenogramów z podsłuchów do zadawania pytań, odpowiada, że taka jest decyzja prokuratury i jemu nie pozostaje nic innego, jak ją zaakceptować?

- Z wyrazistością formułowania zarzutów też nie jest najlepiej...

- Największą porażkę ponieśli posłowie PiS. W tym względzie od nich oczekiwano najwięcej, mieli zabłysnąć. Nie zabłysnęli. Kempa i Wassermann na tle Arłukowicza prezentowali się po prostu gorzej. Ale też nie należy kiwać głową ze zrozumieniem i nazywać normalnym zachowania posłów Neumanna i Urbańskiego. Oni nawet nie próbowali ukrywać, że grają w jednej drużynie z przesłuchiwanymi członkami PO. Kempa również nie mogła się powstrzymać, żeby wysłać taki sygnał do Kaczyńskiego, mówiąc: "Pana, oczywiście, nikt nie utożsamia z Rychem i Zbychem". Sygnalizowanie partyjnej solidarności stawia ją w fatalnym świetle.

- Co różni tę komisję od komisji ds. afery Rywina?

- W przypadku afery Rywina proces legislacyjny zostawiał ślady w papierach. Zaś przy tej aferze wiele ustaleń odbywało się na zasadzie rozmów w cztery oczy: Kamińskiego z premierem czy premiera ze Schetyną, Drzewieckim i Chlebowskim. Na Kamińskim zemściła się jego łatwowierność wobec deklaracji Tuska, że ma wobec niego pełne zaufanie, ale że chce być informowany jako pierwszy o wszelkich nieprawidłowościach. Premier, zdając sobie sprawę z tego, że wiele rozmów z szefem CBA odbywało się bez świadków, może teraz przedstawiać je w dowolny sposób - w najlepszym wypadku kreować Kamińskiego na sensata, a w najgorszym na człowieka, który chciał premiera RP wpuścić w ślepą uliczkę. Premier korzysta więc z tego, że w zderzeniu zwierzchnik - podwładny, czyli premier - szef CBA, większość opinii publicznej uzna za oczywiste, że to wersja premiera jest prawdziwa.

- A jaka jest pana ocena?

- Analizując sekwencję wydarzeń, jestem przekonany, że do przecieku doszło w Kancelarii Premiera. Można odnieść wrażenie, że Tusk w pewnym momencie zorientował się, że były brzydkie sprawki Chlebowskiego, Drzewieckiego i podjął decyzję taką: poniosą karę polityczną, ale ja będę utrzymywał, że żadnego przestępstwa nie było. A gdyby chciał, to mógłby tę sprawę wyjaśnić sam albo przy pomocy prokuratury. Tymczasem jest słowo na słowo - Tusk ma swoją wersję, Kamiński swoją - a ludzie wierzą tym, których popierają w sondażach.

Piotr Semka

Publicysta "Rzeczpospolitej"