Ludzie, czytajcie ubezpieczenia!

2010-06-08 4:00

Stara prosta prawda mówi: dokładnie przeczytaj, zanim podpiszesz, bo jak podpiszesz, a nie przeczytasz, będziesz miał kłopoty.

Praktyka jest niestety taka, że na przykład umowy ubezpieczeniowe, kilka stron drobnego maczku napisanego dość hermetycznym językiem, czytają chyba tylko ci, którzy je konstruują. A umieszczają w nich przemyślne miny, które wybuchają nam w rękach wtedy właśnie, kiedy potrzebujemy spokoju i pomocy.

Weźmy mój pouczający przypadek. Gwałtownie napływające zewsząd wody unieruchomiły mi samochód na dużej miejskiej drodze. Ale ja - siła spokoju. Mam wszakże w ramach auto casco opłaconą całodobową usługę wyholowywania mnie z wszelkich kłopotów. Dzwonię więc na numer z opłaconej pieniędzmi polisy i wzywam ratunku. Żądam, żeby mnie z kałuży wyciągnięto. Pani przyjmująca zgłoszenie pyta, co się stało, a ja tłumaczę, że woda pozbawiła auto wigoru. Pani na to, że polisa nie obejmuje przypadków zalań. A ja - że co, że jak to? Że ja mam pełną polisę na wszystko opłaconą pieniędzmi - tłumaczę. A pani, że chyba nie doczytałem, bo na wjechanie w kałużę nie. I że wyciągnąć może mnie ich firma, ale muszę zapłacić gotówką normalnie, jakby ubezpieczenia nie było. Takie to miałem pełne auto casco full ubezpieczenie na wszystko działające całodobowo...

Ale co tam ja. W ostatnich dniach wielu ludzi naprawdę boleśnie przekonuje się, że sprytni ubezpieczyciele na różne sposoby uprawiają swoją nieskomplikowaną grę: wyciągnąć pieniądze, a potem znaleźć trik, żeby nie zapłacić i nie pomóc i bezczelnie rozłożyć ręce.

Jaka na to rada? Jedna nudna - mimo wszystko czytajcie Państwo warunki ubezpieczenia i namolnie dopytujcie agentów ubezpieczeniowych o wszystkie szczegóły. Druga: wymieniajcie się ze znajomymi doświadczeniami i omijajcie firmy-cwaniaków szerokim łukiem. Może nie będziecie mieć takiej niemądrej miny jak ja, gdy w strugach deszczu dowiedziałem się, czym jest pełne auto casco z opcją całodobowej pomocy na terenie całej Polski...