Leszek Miller: Ludzie bzdury piszą

2011-01-12 3:00

Wiele lat temu świetny zespół Skaldowie lansował przebój z listonoszem w roli głównej, który z torbą pełną listów przemierzał nasze wioski i miasta. "Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie" - wołali Skaldowie, zdejmując kapelusze przed trudem doręczyciela. Bracia Zielińscy śpiewali też, że tylko zakochani piszą długie listy, a kto w życiu wiele myśli, zazwyczaj nie pisze nic.

W dobie Internetu, SMS-ówi poczty elektronicznej torby listonoszy stały się lżejsze, za to nie brakuje tekstów świadczących o większej chęci do pisania niż myślenia. W tym nurcie mieści się Wawrzyniec Smoczyński, który w tygodniku "Polityka" popisał się fantazją godną barona Münchhausena. Uznał mianowicie, że Niemcy, nie uprzedzając Polski, zawarły z Rosją umowę o budowie Gazociągu Północnego w odwecie za podpisany przeze mnie w styczniu 2003 r. list ośmiu premierów z poparciem dla amerykańskich planów interwencji w Iraku. Gerhard Schröder obraził się po prostu, wyjął pióro i machnął podpis pod sporządzoną naprędce przez Putina umową. Angela Merkel nadal pozostaje obrażona i wszelkimi siłami popiera ten projekt, zamiast pokazać Moskwie gest Kozakiewicza.

Gdyby redaktor Smoczyński mniej pisał, a więcej myślał, wiedziałby, że historia gazociągu wykracza daleko poza 2003 r. Jeszcze za rządu Jerzego Buzka Rosjanie zaproponowali pomysł gazowego łącznika, nazywanego pieszczotliwie pieremyczką. Rura biegnąca przez Polskę miała łączyć gazociąg białoruski ze słowackim, aby obejść Ukrainę. Polskie władze nie zgodziły się na to, bo pomysł zagrażał interesom bratniej Ukrainy. Wtedy Rosjanie zaczęli myśleć o pieremyczce podmorskiej omijającej wszystkie kraje tranzytowe. Od początku pomysł podobał się UE, która nadała projektowi status sieci transeuropejskiej (Transeuropean Network), uznając, że może on odegrać ogromną rolę w organizacji nowych dróg dostaw gazu do Europy Zachodniej. Nie mogło być inaczej, skoro zainteresowanie tymi planami wyrażało wiele rządów zachodnich, w tym: fiński, holenderski, brytyjski, francuski, włoski, norweski, no i oczywiście niemiecki. W listopadzie 2002 r. François Lamourier, dyrektor generalny Komisji Energii i Transportu UE, oznajmił, że Gazociąg Północny jest dla Europy na tyle ważny, że będzie rekomendowany Europejskiemu Bankowi Odbudowy i Rozwoju. Wtórował mu wpływowy wiceszef Komisji Europejskiej Günter Verheugen, twierdząc, że KE zawsze popierała projekt. "Wiemy, że Polska ma inną opinię w tej sprawie, ale z gospodarczego punktu widzenia projekt jest racjonalny i realny. Taki zawsze był pogląd KE" - oświadczył Verheugen.

Co zaś tyczy się listu ośmiu europejskich przywódców z Czech, Danii, Hiszpanii, Polski, Portugalii, Węgier, Wielkiej Brytanii i Włoch, to mój podpis pod tym dokumentem Schröder przyjął zupełnie spokojnie. Dał temu wyraz w rozmowach telefonicznych oraz goszcząc w moim domu, gdzie przyjął m.in. zaproszenie do udziału w Polsce w obchodach 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Inaczej zachował się prezydent Francji, który uznał, że straciliśmy okazję, aby "siedzieć cicho". Jacques Chirac zapomniał, że Polska nie może i nie chce być cicho. To prawda, że nie jesteśmy olbrzymem aspirującym do głównej roli w świecie, ale i nie maluchem pokornie stojącym w kącie.