Kto chce wziąć ten kryzys „na fakturę”?
Nie ma takiego kryzysu, na którym biznes nie próbowałby bezczelnie zarobić. O tej zasadzie przypominają lobbyści polskiego sektora handlowego. Domagają się, by w obliczu wojny na Ukrainie… zlikwidować wolne niedziele w handlu. Dlaczego nie należy słuchać ich absurdalnych żądań?
Rząd tak zmienia przepisy, by można było - ze względu na stan wyższej konieczności - chwilowo otworzyć sklepy w niedziele w województwach przy granicy z Ukrainą. Chodzi oczywiście o to, by przepisy nie stały na drodze niesieniu pomocy humanitarnej i pomocy uchodźcom. Trzeba jednak niesamowicie dużo tupetu, by wokół tych zmian budować kampanię przeciwko wolnym od handlu niedzielom w ogóle.
Lobbyści powiadają, ze otwarcie sklepów w niedzielę zwiększy ilość miejsc pracy w handlu. I da pracę uchodźcom z Ukrainy. To oczywiście bzdura. Bo nie o miejsca pracy dla Ukrainców biznesowi chodzi. Tylko o zwiększenie własnych zysków. Które przecież i tak są rekordowe, bo po pandemii ludzie gremialnie ruszyli do sklepów. Media i niektórzy ekonomiści alarmowali nawet w ostatnich miesiącach, że sektor handlu sztucznie podciąga ceny towarów pierwszej potrzeby tłumacząc się inflacją. Choć przecież wiadomo, że ich wzrost kosztów jest żaden lub niewielki. Mimo to windują ceny, a zarazem własne zyski.
Jeśli więc sieci handlowe chcą zatrudnić dodatkowych pracowników, to przecież mogą to zrobić i bez wolnych niedziel. Niech zatrudnią więcej ludzi, wprowadzą dodatkowe osoby na zmianie i zmniejszą przeciążenie pracą. Może warto zatrudnić więcej osób? Zwłaszcza w dużych sklepach, gdzie znalezienie pracownika obsługi graniczy z cudem.
Ale sprawa ma także swój szerszy wymiar. Jeśli wojna na wschodzie potrwa dłużej, to w Polsce będziemy mieli na stałe kilkaset tysięcy dodatkowych pracowników. Ze społecznego punktu widzenia najważniejsze jest to, by ta sytuacja nie prowadziła do niszczenia standardów zatrudnienia. Mówiąc wprost, by uchodźcy z Ukrainy nie byli wykorzystywani przez biznes do szachowania pracowników już na rynku będących.
Nie wolno nam popełnić błędu krajów zachodnich. W Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Francji na to pozwolono. Efektem są wielkie napięcia społeczne pomiędzy nowymi i starymi pracownikami.Dlatego nie wolno się zgodzić na żądania biznesu. Nie dajmy im na wzięcie tego kryzysu „na fakturę”. Czyli na stałe zwiększanie - pod płaszczykiem wojny - swoich (i tak niemałych) zysków.