Kara za poglądy
Nie tak dawno przebywał w Polsce Jordan B. Peterson, kanadyjski intelektualista i autor bestsellerowych książek. Peterson to rzadki w dziś przypadek człowieka, który nie wstydzi się swych konserwatywnych poglądów, a we współczesnym świecie, który obraża się na przeszłość i odwraca do niej plecami, widzi przyczynę zagubienia wielu ludzi pozbawionych utartych wzorów postępowania (Peterson jest także praktykującym psychoterapeutą). Jego książka „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos” to chyba najbardziej erudycyjny i przytłaczający wiedzą bestseller ostatnich lat, który mimo swej wagi pomógł w uporządkowaniu życia wielu ludziom.
Peterson nie jest typem harcownika, nie stara się szokować i prowokować, nie prowadzi konserwatywnej krucjaty. To spokojny, stonowany intelektualista, w anglosaskim typie – czyli raczej taki chłodny. A jednak i on padł ofiarą cenzury, jaka panuje w mediach społecznościowych. Jego konto na Twitterze zostało zawieszone, bowiem Peterson ośmielił się skrytykować lekarzy amputujących piersi kobietom identyfikującym się jako mężczyźni.
Kiedy Twitter likwidował konto Donaldowi Trumpowi obrońcy tej decyzji dowodzili, że był to efekt kłamstw szerzonych przez prezydenta USA. W przypadku Petersona nie ma mowy o żadnych kłamstwach. On po prostu wyraził swoją opinię. I został za nią ukarany. Media społecznościowe powstawały jako forum wymiany opinii, ale coraz wyraźniej widać, że nie każdą myśl można w nich prezentować. Że za pewne poglądy jest się karanym.
Żyjemy obecne w czasach konfrontacji Zachodu z autorytarnym Wschodem. Jeżeli agresywna „cancel culture” czyli wykluczanie nieprawomyślnych odniesie ostateczny triumf, to w imię czego właściwie będziemy się z tą Rosją czy Chinami konfrontować? Wolność słowa to najpiękniejsza cecha Zachodu. Jeśli ją sobie amputujemy to nie będziemy się różnic zbytnio od Chin, które właśnie biorą się za karanie myślozbrodni.