"Super Express": - Spółdzielnie mieszkaniowe to codzienność milionów Polaków. Czy ta rewolucja nie zaszkodzi mieszkańcom?
Lidia Staroń: - Szykujemy zmiany na rzecz ludzi, dla spółdzielców takich jak każdy Kowalski, aby oddać im spółdzielnie. Choć możliwe, że nie będą się podobały zarządom i prezesom spółdzielni. Chcemy uporządkować sprawy gruntowe, uprościć i zmniejszyć koszt tzw. uwłaszczenia, pomijając pracę notariusza. Chcemy też ochronić prawa właściciela. Dziś właściciel mieszkania nie ma pełni praw. Gdy nie jest członkiem spółdzielni, nie ma wglądu w pewne dokumenty, nie ma prawa głosu w ważnych decyzjach, a nawet płaci za działalność spółdzielni, nie będąc jej członkiem.
- Chcecie też związać członkostwo w spółdzielni z prawem do lokalu.
- Dzięki temu nie będzie nagminnych dziś sytuacji, w których członkami spółdzielni zostają jej pracownicy bądź rodzina władz spółdzielni często z innego miasta. I dzięki tej przewadze głosów zarząd bądź prezes są bezkarni. Wprowadzamy też przepisy antykorupcyjne i realną, niezależną kontrolę spółdzielni, także przez mieszkańców. Spółdzielnie w Polsce międzywojennej opierały się na współwłaścicielach. I w tym kierunku idziemy. Nasza obecna spółdzielczość opiera się na jakiejś dziwnej strukturze działaczy, lokatorów i właścicieli.
- Ludzie związani ze spółdzielniami uważają, że nowa ustawa to po prostu śmierć spółdzielni mieszkaniowych.
- To nieprawda i jakieś wyżyny demagogii. Jak można krytykować przekazywanie większego wpływu na spółdzielnię samym członkom spółdzielni?! To nielogiczne i świadczy o tym, że to obrona interesów zarządów spółdzielni i prezesów. My chcemy, żeby te zarządy przestały być de facto właścicielami, ale stały się administratorami, którzy muszą dobrze pracować. Gdy nie pracują, można będzie ich wymienić na lepszych. Ludzie, którzy dziś nie chcą uczestniczyć w życiu spółdzielni, gdyż mają poczucie straty czasu, zmienią zdanie, gdy będą widzieli, że wreszcie mają na to wpływ.
Lidia Staroń
Posłanka Platformy Obywatelskiej