Według Onet.pl na koncie KOD brakuje 9,5 tys. zł, a z sejfu zginęło też 19 protokołów z największych zbiórek publicznych, z których pieniądze szły m.in. na organizację "KOD Niepodległości". Co ciekawe, tylko na samym Mazowszu od listopada 2016 r. do stycznia 2017 r. podczas 21 zbiórek zebrano ok. 230 tys. zł.
Klucz do sejfu miał Piotr Wieczorek - najbliższy współpracownik Kijowskiego. - Miałem dostęp do sejfu, więc czuję się moralnie odpowiedzialny za tę sprawę. Dlatego zobowiązałem się przed zarządem, że jeśli brak pieniędzy zostanie potwierdzony, pokryję straty z własnych środków. Podjąłem taką decyzję z myślą o dobru KOD, a nie z obawy, że coś mi grozi - mówi Wieczorek.
Zdaniem portalu przy organizacji marszu 11 listopada politycy Platformy, a także SLD mogli - przez zapłatę kilkudziesięciu tysięcy złotych prywatnej firmie - uzyskać od KOD zgodę na występy polityków tych partii na scenie. Ale członkowie Komitetu stanowczo zaprzeczają. - To totalny absurd. Ktoś chce nam zaszkodzić, prawdopodobnie ktoś z zewnątrz - mówi nam Radomir Szumełda z KOD.
Przypomnijmy, że to nie pierwsza kontrowersyjna sprawa z finansami komitetu. W styczniu "Rzeczpospolita" ujawniła, że pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD trafiały do firmy Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny. Chodzi o faktury na łączną kwotę ponad 91 tys. Mimo ujawnienia afery i prokuratorskiego śledztwa lider komitetu nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nigdy nie zarabiałem na KOD, firma wykonywała pewne usługi i dostawała za nie wynagrodzenie. Przez ten czas znacząco zbiedniałem, więc trudno mówić, że się na tym dorobiłem - powiedział Kijowski w TVN 24.
ZOBACZ: Radomir Szumełda: Nie znam żadnych usług, które miała wykonać firma żony Kijowskiego