Leszek Miller

i

Autor: Piotr Grzybowski Leszek Miller

Leszek Miller: W poszukiwaniu bramy

2020-06-10 9:46

W chwili, gdy piszę ten felieton Rafał Trzaskowski zebrał ponad milion podpisów pod swoją prezydencką kandydaturą. W sporej części jest to efekt państwowej nagonki prowadzonej przez PiS przeciwko konkurentowi ich konkurenta. Andrzej Duda przyjął na siebie rolę pretendenta z rządową licencją na wygranie wyborów. Rafał Trzaskowski zaś jest tarczą, do której strzelają wszystkie rządowe lufy: premier, ministrowie, rządowe radio i telewizja, rządowe gazety. Żałosne preteksty dla wypowiadania zapalczywych, wyłącznie karcących i kłamliwych słów pod adresem Trzaskowskiego wcale jednak nie przyczyniają się do wzrostu popularności Dudy. Podobnie jak hymny pochwalne pod jego adresem.

Czy premier naprawdę nie czuje zażenowania wymieniając w Sejmie najważniejsze inicjatywy gospodarcze, które zmieniały świat i Europę: Plan Franklina Delano Roosevelta - New Deal, Plan Marshalla, Plan Jean Cloude Junckera i dodając do tego „plan Dudy”? PiS znosi nam codziennie całe naręcza takich idiotyzmów. Ciekawe, że żenujących przykładów dostarczają nie tylko starzy wyjadacze, ale i nowy narybek. Oto pani minister Emilewicz, która stała tuż obok Kaczyńskiego, kiedy wykrzykiwał hasła o „chamskiej hołocie” w ogóle nie słyszała jego słów. W związku z tym grupa zatrwożonych tym osób rozpoczęła zbiórkę na aparat słuchowy dla pani minister, który dedykowany jest osobom prowadzącym aktywny tryb życia, z głębokim niedosłuchem czy też częściową głuchotą.
Zebranie w niecały tydzień ponad miliona podpisów dla Trzaskowskiego pod hasłem „Mamy dość!” robi wrażenie. Oznacza, że podpisywali się nie tylko członkowie i sympatycy PO, ale ci wszyscy obywatele, których kłamstwa i bajdurzenia PiS-u rzeczywiście wyprowadzają już z równowagi. Pycha na każdym kroku bijąca z wypowiedzi aktywistów rządzącej partii, stała się dla wielu rodaków nie do zniesienia.
Jest jednak w propagandzie Prawa i Sprawiedliwości, coś bardzo groźnego, co sprawia, że choć kampania wyborcza będzie krótka, jej skutki mogą być długotrwałe. Nie tylko dlatego, że PiS może w końcu przepchnąć swojego kandydata, ale z powodu spustoszeń, których dokona w sferze stosunków społecznych. Ogromne podziały wykopane teraz i w trakcie całej kadencji rządowej, skala wzajemnej niechęci rodaka do rodaka, jest naprawdę groźna. Prawica doprowadziła do tego, że słowo „solidarność” w kraju „Solidarności” jest synonimem ludzi niechętnych innym i nietolerancyjnych.
O zasypywaniu podziałów w poturbowanym przez historię społeczeństwie pamiętał Aleksander Kwaśniewski, gdy pod rękę z SLD szedł po prezydenturę w roku 1995. Jego hasło brzmiało „Wybierzmy przyszłość”. Między „Wybierzmy przyszłość”, a „Mamy dość” jest ogromna różnica – jak między nadzieją i pojednaniem, a złością i wrogością.
PiS jeszcze raz postawił na Andrzeja Dudę, a on zachowuje się tak, jakby nic się od pięciu lat nie zmieniło: rozdaje uśmiechy, obietnice, pieniądze, załatwia sprawy nie do załatwienia, jest „fajnym, trochę nieporadnym, bogobojnym chłopakiem z sąsiedztwa”.
Benjamin Franklin powiadał, że „Bramy mądrości nigdy nie są zamknięte”. Andrzej Duda sprawia wrażenie, jakby ciągle takiej bramy szukał.