Słowa straciły swe znaczenie. Przestawianie słów z miejsca na miejsce, nadawanie im innych znaczeń, to tak, jak przestawianie latarni morskich i drogowskazów - do dobra i zła, do kłamstwa i prawdy. Sama prawda też zresztą staje się czymś umownym.
Te zbrodnie popełniane na słowach nie pozostają bezkarne - prowadzą do utraty zaufania.Zapytają Państwo, co mnie naszło? Otóż naszło mnie z okazji rozegranego na naszych oczach spektaklu aresztowania Romana Giertycha. Mam bowiem przeświadczenie, że w jego sprawie rządzący na siłę wtłaczają mi go głowy swoją opinię o mecenasie. Ale przecież, gdy na salę sądową wchodzi polityka, prawda wychodzi tylnymi drzwiami. Jak wiemy na razie pani sędzia z Poznania, oddaliła wnioski o areszt tymczasowy dla oskarżanych razem z Giertychem uznając, że przedstawione sądowi dowody niczego nie dowodzą. Barbara Blida nie miała tyle szczęścia. Gdy przyszli po nią z kajdankami i kamerą „Wiadomości” popełniła samobójstwo. Też zresztą zamotane w urzędową prawdę władzy i jej prokuratorów. W tamtej strukturze wymiaru sprawiedliwości - podobnie jak dziś - prawdę formułowali ci sami ludzie co dziś.
Swoją prawdę o COVID-19 opowiadał nam np. były minister zdrowia. Gdy jednak pamiętać o okolicznościach finansowych jej towarzyszących, to jego prawda już nie świeci takim blaskiem, jak on by chciał. Nie wiem, czy R. Giertych jest winny, ale nie jest mi obojętne, czy konstytucyjne prawo do obrony w Polsce ma tylko Szumowski z Sasinem, czy każdy?
Pięć lat rządów PiS, setki półprawd i nieprawd przebranych za prawdę, zrobiły swoje. Niestety także z nami – ze społeczeństwem. Nie można bowiem bezkarnie posługiwać się półprawdą bądź nieprawdą. Na nich nie zbuduje się niezbędnego dla zdrowia społecznego zaufania do państwa, do zasad, którymi się ono kieruje i do ludzi sprawujących władzę. Nie ma nic równie trudnego do zdobycia i równie łatwego do stracenia jak zaufanie.