Leszek Miller

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Smoleńsk

2013-04-10 4:00

Obchody trzeciej rocznicy katastrofy smoleńskiej są kolejną, zaplanowaną i systematycznie, co miesiąc urządzaną imprezą partyjną Prawa i Sprawiedliwości.

Z katastrofy smoleńskiej uczyniono swoistą religię, na jej gruzach wyrósł "kościół smoleński" z wieloma wyznawcami przekonanymi, że to nie była żadna katastrofa tylko spisek. Ton poddaje brat byłego prezydenta: "polegli o świcie", "zginęli", "to był zamach". Mało tego - tworzy się wspólnotę śmierci między ofiarami katastrofy lotniczej, a polskimi oficerami zamordowanymi przed NKWD w Katyniu.

To jest kanwa trwającej od trzech lat wielkiej kampanii politycznej, do której włączają się niektórzy hierarchowie Kościoła katolickiego i prawicowe media. Rząd właściwie nie broni swoich racji, ograniczając się do roli ofiary propagandowej nawały PiS. W rezultacie po trzech latach od katastrofy, połowa pytanych w ogóle nie bierze pod uwagę, albo po prostu nie wie, że istniała państwowa komisja, i że najlepsi specjaliści lotniczy, wykluczyli jakikolwiek zamach, uznając za przyczynę katastrofy błędy ludzkie. Dla wyznawców "religii smoleńskiej" jedyną przyczyną, którą akceptują jest zamach. Zmienia się tylko sposób, w jaki go dokonano. Najpierw mówili o sztucznej mgle i dobijaniu rannych, o jakiejś bombie ciśnieniowej, potem mówiono o dwóch wybuchach, a na koniec Antoni Macierewicz oznajmił, że było to wiele wybuchów "punktowych".

Niestety drogę tej aberracji do wielu umysłów utorowała polityka informacyjna władz, kompromitująca komunikatywność prokuratorów wojskowych i niedopuszczalne pomylenie zwłok, do czego doszło w Rosji. To nie są jednak argumenty przesądzające o przyczynach katastrofy. Ja twierdzę, że trzeba ich szukać w Warszawie.

Ten lot w ogóle nie powinien się odbyć: w grafiku obchodów rocznicy zbrodni katyńskiej upchnięto go na siłę, wyłącznie dla potrzeb wyborczo-propagandowych. Liczący na reelekcję Lech Kaczyński nie chciał dopuścić do sytuacji, kiedy hołd poległym oficerom składa premier Tusk, a jego, "pierwszego patrioty", miałoby tam zabraknąć. Żeby spełnić jego zachciankę odrzucono wszelkie zasady organizacji takich podróży - zignorowano niekorzystną informację meteorologiczną, załoga była kompletowana na chybcika, nie miała wystarczających uprawnień do pilotowanie tego typu statku powietrznego, popełniła rażące błędy podczas lotu i była pod presją osób nieuprawnionych do wchodzenia do kabiny pilotów podczas podróży. W tych okolicznościach podjęła się wykonania zadania niewykonalnego.

Brat Głównego Pasażera i całe jego środowisko nie przyjmują tego do wiadomości, ich głowy wypełnione są własną prawdą: Prezydent Lech Kaczyńskim, najlepszy, jakiego Polska kiedykolwiek wydała, zginął w zbrodniczym zamachu dokonanym przez Rosjan - odwiecznego wroga polskiej wolności i niezależności, posługującego się, jak zawsze, polskimi zdrajcami. Była to rosyjska zemsta, za to, że Lech Kaczyński "zatrzymał rosyjskie czołgi prące do Tbilisi". Na tym idiotyzmie z banalnego polityka i bardzo słabego prezydenta buduje się mit bohatera, który "w obronie wartości narodowych" poświęcił życie. Wyłącznie żądza powrotu do władzy choćby po trupach, która całkowicie pochłania Jarosława Kaczyńskiego, leży u podstaw manifestacji pogardy dla zdrowego rozumu. To świadoma polityka.