Leszek Miller

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Śmietniki i inne frukta

2012-10-17 4:00

Znów "śmietniki" narobiły zamieszania. Znów rozpaliły co delikatniejsze głowy. Wyjaśniam, co powiedziałem kilka lat temu, i co powtórzyłem przy tzw. drugim exposé, bo dla niektórych jest to trudne do zrozumienia. Winą za to, że są Polacy, którzy szukają w śmietnikach pożywienia, nie obarczałem konkretnego polityka. Ani Buzka, ani teraz Tuska. Mówiłem i mówię, że nie powinniśmy być krajem, w którym ludzie szukają w śmietnikach pokarmu. Tylko tyle i aż tyle.

Przy okazji premier, a potem także jego główny doradca ekonomiczny - Jan Krzysztof Bielecki, starali się dopiec mi, mówiąc, że moje rządy też nie zlikwidowały wielu negatywnych zjawisk społecznych. Nie są w tej polemice uczciwi. Od chwili wstąpienia Polski do UE otrzymaliśmy bowiem na czysto aż 187 mld zł. Mój rząd o tak gigantycznej pomocy nie mógł nawet marzyć. A mimo to osiągaliśmy 7-procentowy wzrost PKB, o czym nawet pomarzyć nie może obecny rząd.

Nie ma takiego zaklęcia, które zaczarowałoby fakty. Rządowi premiera Tuska udaje się co prawda podtrzymywać politykę "ciepłej wody w kranie", ale obywateli ta woda kosztuje coraz więcej. Podobnie jak prąd, gaz, benzyna i opłaty urzędowe. Ceny towarów i usług we wrześniu wzrosły w stosunku do września ubiegłego roku średnio o 4,8 proc. To zresztą żadne odkrycie. Każdy wie, że kosz z podstawowymi

artykułami w supermarkecie w zeszłym roku kosztował o jakieś 100-150 złotych mniej niż w tym roku. Na domiar złego statystyczny Polak jest winien bankowi nieco ponad 400 zł na karcie kredytowej i 200 zł z kredytu samochodowego. W portfelu najbardziej ciąży kredyt hipoteczny, stanowiący aż 60 proc. całego długu. Z drugiej strony Państwowa Inspekcja Pracy alarmuje, że narasta problem niewypłacania pracownikom należności za pracę. Ze wstępnych danych wynika, że zaległości pracodawców wobec pracowników w siedmiu miesiącach 2012 roku wyniosły w skali kraju 112 mln zł.

Co wobec ruiny dochodów ludności zrobił rząd? Fiknął kozła! Po kilku latach zaklęć, że nie należy ingerować w rynek, tylko ciąć wydatki, po zjadliwych uwagach pod adresem inaczej myślących, rząd nagle ogłosił, że podejmuje wielki program pobudzania inwestycji, bo to jedyna droga do rozwoju rynku pracy. Istne Waterloo!… Choć ja akurat się cieszę, że rząd poszedł po rozum do głowy i zaczerpnął z programu SLD. Tylko dlaczego garstką jedynie, a nie pełną garścią?

Doszło do tego, że w świątyni neoliberalnej myśli, w "Gazecie Wyborczej", jej dotychczasowy najwyższy kapłan Witold Gadomski musiał przeczytać komentarz młodszego kolegi o pożytkach z aktywnej roli państwa w procesach gospodarczych. Niestety, nie dożyję czasu, kiedy Gadomski przyzna, że to, co pisał przez lata i czego tak zawzięcie bronił, nie wytrzymało próby czasu. Ale już dożyłem dnia, kiedy inny publicysta, Jacek Żakowski, w tejże "GW" recenzując wystąpienie premiera, napisał, że premier ruszył kraj do przodu, choć nie jest dla niego jasne: "czy Tusk skręcił ku Gowinowi czy ku Millerowi". Oczywiście ten wybitny komentator dobrze zna odpowiedź. Pytanie brzmi: dlaczego ona nie przechodzi mu przez gardło?