Kiedy to się zaczęło? Najbardziej znany był imć pan Samuel Łaszcz, XVII-wieczny warchoł, który wyrokami sądowymi „deliję” sobie podbijał… Przy nim pan Zawisza to mały geszefciarz prawny. No, ale za to jakich ma powinowatych! Najsławniejszy, twórca rodu, rzec można, to pan Lech Falandysz. Miły dżentelmen niczym Arsen Lupin, tyle że jego łupem nie padały brylanty, lecz paragrafy. Prawnik prezydencki był ojcem słynnej „falandyzacji”, czyli naginania prawa pod aktualne potrzeby prezydenta Wałęsy.
Jeśli o mec. Falandyszu można mówić z pewną dozą sympatii, gdyż był to człowiek inteligentny, dowcipny, z niezbędną na tym stanowisku domieszką cynizmu, to pan prezydent Duda, mimo że jest doktorem prawa, działa bez finezji, jak to mówią – na rympał. Miał PiS potrzebę nominować Mariusza Kamińskiego na szefa służb tajnych, to go pan prezydent ułaskawił, choć postępowanie sądowe było dopiero w toku. To pierwszy przypadek, żeby ułaskawić kogoś, kto nie był jeszcze prawomocnie skazany. Mieli koledzy potrzebę usunąć I Prezes Sądu Najwyższego, to podpisał, co mu podsunęli, na bok spychając konstytucję, żeby mu się po biurku nie przewalała z kąta w kąt…
Potem była pani premier Szydło – tak potrafiła zakręcić paragrafami, żeby jej ministrowie w świetle jupiterów dostawali drugie pensje, bo „im się te pieniądze po prostu należały”… Na liście pogardy dla prawa są nazwiska wicemin. sprawiedliwości, sędziów, prokuratorów, a nawet – niczym wisienka na torcie – sam pan prezes zaplątany w nierozliczone negocjacje biznesowe. Prokuratura nawet go w tej sprawie nie przesłuchała – choćby z ciekawości…
No i jest pan Banaś oczywiście. W związku z jego działalnością w organach finansowych państwa, a także w sferze rozrywki masowej, można uznać jego przygody z prawem za gotowy scenariusz czwartej części „Ojca chrzestnego”… Jak to jest możliwe? – zapyta niejeden czytelnik tego felietonu. Przecież to wszystko jest głęboko niemoralne… Odpowiem więc aforyzmem Stanisława Jerzego Leca: „Moralność upada na coraz wygodniejsze posłania”.