Leszek Miller: Po wyborach

2011-10-12 13:45

Pierwszy wynik nie był zaskoczeniem, choć niektóre sondaże łudziły zwolenników prawicy. PO wygrała ponownie i będzie pierwszą w dziejach polskiej transformacji partią, która ma szansę rządzić dłużej niż cztery lata. Należy to docenić i złożyć jej gratulacje. Doceniając rolę Donalda Tuska w przeprowadzeniu partii przez kryzysy obyczajowe, polityczne i gospodarcze.

Drugi wynik był sporym zaskoczeniem. Niewielu sygnalizowało, że Ruch Palikota może przekroczyć wyborczy próg. Nikt jednak nie przypuszczał, iż dokona tego szturmem, z wynikiem lepszym od partii, przy których jest oseskiem. Palikotowi udało się to, czego nikt, łącznie ze mną, nie zdołał dokonać po 2005 r., czyli wprowadzić zupełnie nową siłę na niby skrystalizowaną scenę polityczną.

Kapłan kontrkultury, który u swoich wyznawców obudził wiarę w słowo… tak mi się jawi. Ciekawe, jak długo obietnice z kampanii będą niczym dym marihuany spowijały jego zwolenników. Nie mam wątpliwości, że dla prawie żadnej z proponowanych zmian nie znajdzie poparcia w nowym parlamencie.

Ani legalizacji miękkich narkotyków, ani wyprowadzenia religii ze szkół. Nie ograniczy też biurokracji, bo Polska jest i tak na szarym końcu urzędniczych unijnych gigantów. I wtedy nastąpi weryfikacja poparcia dla nowej siły. Może nawet wcześniej niż w kolejnych wyborach.

Tuż po wyborach Palikot zaczął mówić o swoim ruchu "nowa lewica". Zaledwie nieco ponad 1 proc. z jego wyborców głosowało w poprzednich wyborach na lewicę. Prawie połowa - na jego dawną partię, PO. Gdzie zatem podział się "żelazny" elektorat SLD?

Z wyjątkiem Jerzego Urbana, który pospieszył z dyżurną butelką szampana do Palikota? (Taką samą wręczał Aleksandrowi Kwaśniewskiemu w 1993 r., kiedy lewica wygrała niespodziewanie wybory). Nie poszedł do urn. Nie otrzymał oferty od SLD, tak jakby polska lewica narodziła się wraz z trzydziestolatkami, którzy na czele z Wojciechem Olejniczakiem kilka lat temu postanowili oczyścić partię ze "starych" i na domiar podzielić tych starych na "dobrych" i na "złych".

Jak taka partia mogła wzbudzić zaufanie elektoratu, oczekującego, że ktoś ujmie się za ich godnością i honorem i nie wyrzuci na śmietnik historii rzeczy i wspomnień, z których mogą być dumni?

Dzisiaj Wojciech Olejniczak, który rozpoczął przed laty eksperyment "oderwania się od przeszłości", zakończony niedzielną klęską, jako pierwszy chce bić w cudze piersi. Palikot i niezawodna w takich wypadkach "Wyborcza" mówią, kto może, a kto nie być nowym szefem tej partii.

Przez ostatnie lata SLD pozwalał odbierać sobie elementy programu, które były podstawą jego lewicowości. W dziedzinie gospodarki coś zabrała PO, w dziedzinie socjalnej PiS, a to Palikot ze sfery obyczajowej i kultury. To, co przed Sojuszem, to walka o utrwalenie własnej tożsamości i odzyskanie rodowych sreber made in SLD.