Leszek Miller: Pan minister nie gra

2013-01-16 3:00

Każdy, kto choć raz był w szpitalu na oddziale dziecięcym, wie, co dla polskiej służby zdrowia znaczy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Sprzęt medyczny najnowszej generacji z czerwonymi serduszkami jest dowodem wielkiej ofiarności całego społeczeństwa i nieocenionych zasług Jerzego Owsiaka, który potrafił obudzić w nas najczulsze struny, wydobyć dobroć tkwiącą w ludziach, a wyrażającą się spontaniczną pomocą bliźniemu.

Z telewizyjnej migawki zapamiętałem śliczną dziewczynę, która z puszką w ręce szła kwestować.

- Jestem siedmiomiesięcznym wcześniakiem i żyję tylko dzięki nowoczesnemu inkubatorowi, kupionemu przez Orkiestrę… Teraz sama zbierała pieniądze, żeby inne chore dzieci też miały szansę, jaką ona od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dostała. Symboliczne, chwytające za serce.

Z tym większym zdumieniem czytam, że ta piękna akcja nie zasłużyła sobie na żaden gest ze strony ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, lekarza pediatry było nie było. To doprawdy coś niebywałego. Oto jest instytucja (bo Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to już w zasadzie instytucja), która bezinteresownie i bardzo skutecznie zbiera pieniądze na sprzęt medyczny dla dzieci (w tym roku po raz pierwszy także na sprzęt potrzebny do leczenia ludzi starych), a ministra zdrowia to nic nie obchodzi! Bo co innego można myśleć, skoro nie dał znaku życia?

Okazuje się, że Wielka Orkiestra dla pana ministra to tylko kłopot. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski Jurek Owsiak opowiedział o dziecięcej onkologii, dla której Orkiestra grała trzy lata temu. Kupiono wtedy 80 ultrasonografów do wczesnej diagnostyki, bo im wcześniej ten śmiertelny wróg zostanie rozpoznany, tym łatwiej go pokonać. Taki nowoczesny sprzęt musi jednak obsługiwać wysoko wykwalifikowany lekarz i odpowiedni personel. A to są dodatkowe wydatki. Obliczono, że ok. trzech milionów zł rocznie. Trzech milionów! - I jakoś nie możemy tego przejść - mówi Owsiak…

Ciągle zderzają się ze ścianą z waty. Nie odbijają, ale w niej grzęzną. Owszem - z ludźmi Orkiestry spotykają się różni urzędnicy, młócą słowa, lecz nic z tego nie wynika. Jest - jak mówi Owsiak - permanentne niezałatwianie niczego.

Nie jest oczywiście tajemnicą, że Wielka Orkiestra i jej szef osobiście są znienawidzeni przez Kościół. "Weszli mu w szkodę", pokazali, że czynienie dobra może być czyste, że ludzie chętnie dzielą się z innymi z potrzeby serca, a nie koniecznie za obietnicę życia wiecznego, nie za paciorki i różańce. Ta wrogość słabo przez kler skrywana z przykościelnych działaczy i publicystów wylewa się żółcią. Czyżby Arłukowicz się przestraszył? Jeśli tak, to namawiam go do odwagi. Dla dodania mu animuszu wspomnę wyrok warszawskiej sędzi Alicji Fronczyk, która decydując o pozostawieniu krzyża w Sejmie, powiedziała, że jego obecność w Sali Obrad Plenarnych uzasadnia jego "zakotwiczenie w zwyczaju" ukształtowanym przez ostatnie 16 lat. Stąd wniosek, że obecność Wielkiej Orkiestry jest jeszcze bardziej uzasadniona, gdyż zakotwiczona jest w naszym życiu publicznym dłużej - 21 lat. Odwagi, panie ministrze, prawo stoi za panem, mimo że od ministra Gowina jest pan podobno na lewo.