Leszek Miller: Pac i pałac

2013-11-13 3:00

W dniu święta narodowego słowo "Polska" było odmieniane przez wszystkie przypadki. Prezydent Komorowski mówił m.in.: "W roku 1918 i w roku 1989 Polska budowała swą gospodarkę na ruinach. Budowała prędko, świadoma koniecznych reform i świadoma ich politycznych konsekwencji".

I dalej: "Niepodległość odzyskana w 1918 r. przetrwała jako marzenie, jako narodowy cel przez całą noc okupacji i przez mrok komunistycznego totalitaryzmu". Przykro mi to powiedzieć, ale takie słowa ośmieszają. Jeśli w 1989 roku trzeba było budować Polskę na ruinach, to musiały to być bardzo solidne ruiny, bo sprzedają się już od z górą 20 lat i jeszcze trochę zostało. Ludzie nie są głupi i doskonale pamiętają, że przed 1989 r. Stocznia Gdańska spuszczała na wodę statki jeden za drugim, a dziś sama jest w głębokim zanurzeniu. Tak samo było z tysiącami innych zakładów, których od Stoczni różni tylko to, że po nich żaden ślad już nie został. Zostali tylko ich pracownicy, których nikt nie słucha, bo nawet ich dzieci wyjechały za pracą za granicę. Nie wiem, kto podszepnął prezydentowi takie dyrdymały, ale nie był to ktoś, kto mu dobrze życzy. Jeśli zaś prezydent mówi, że PRL to był mrok komunistycznego totalitaryzmu, to to głupstwo, jako historyk, bierze już całkiem na własny rachunek. Choć w Polsce były próby zainstalowania stalinizmu, to jednak komunizmu nie było nigdy.

Patrz też: Marsz Niepodległości 2013 przyniósł 120 tys. zł. strat!

Nie można bowiem mówić "komunistyczne" o państwie, w którym było prywatne rolnictwo, prywatne warsztaty produkcyjne i zawsze silny Kościół katolicki. Prezydent, plotąc o komunizmie, przyłącza się jedynie do grona "pedagogów" mozolnie wychowujących "pokolenie IPN". Warto przy okazji zauważyć, że w stosunku do PRL prezydent ima się tych samych chwytów, co Kaczyński w odniesieniu do III RP. Pierwszy uznaje PRL za państwo pozbawione niepodległości, poddane ZSRR, drugi zaś kwestię odzyskania niepodległości uważa za ciągle aktualną. Tyle że, jak można wnioskować z jego wypowiedzi, tym razem zniewalają ją wspólnym wysiłkiem Tusk, Komorowski, Putin i UE. Z tego między innymi powodu hordy prezesa drą się pod adresem ich wszystkich: "Precz z komuną", co jest zgryźliwą, ale zasłużona ironią losu.

Komorowski i Kaczyński zgodni są w jednym - wzorem państwa demokracji, mądrości i prawości była II RP, mocarstwo, co to nawet guzika miało nie oddać. W rzeczywistości jego elity po dwóch tygodniach wojny uciekały gdzie pieprz rośnie, zostawiając kraj na pastwę losu. Co roku 11 listopada jesteśmy więc uczestnikami festiwalu hipokryzji, a biało-czerwone sztandary obficie skrapiane są żółcią nienawiści między III a IV RP. Oto dlaczego strzeliste wezwania do jedności wygłaszane przez prezydenta Komorowskiego i przez prezesa Kaczyńskiego miast pojednania coraz głębiej dzielą ludzi. Zwolennicy III RP chodzą na demonstracje na złość zwolennikom IV RP i na odwrót. Ludzie PRL zostają najczęściej w domu, a "pokolenie IPN", będące tak naprawdę wspólnym produktem postsolidarnościowych elit, coraz bliższe granicy dzielącej prawicowość od faszyzmu, bije się z policją, czyli ze znienawidzonym państwem.