Leszek Miller

i

Autor: Andrzej Lange Leszek Miller

Leszek Miller: Ostatnia deska ratunku

2015-06-24 4:00

Co będzie - pytają mnie wokół. Nic nie będzie - odpowiadam pytającym. Tak się wyśpicie, jak sobie pościelicie. W 2005 roku, po czteroleciu rządów SLD, byliśmy spokojni o wynik wyborczy. Gospodarka była ustabilizowana, państwo miało stabilne finanse, produkcja rosła, inflacja spadała. Wyborcy jednak postanowili pościelić sobie inaczej.

Najpierw uwierzyli w "porządek" ? a la PiS. Gdy jednak jednemu z drugim o szóstej rano drzwi z futryn wypadły wykopane przez zuchów od Ziobry, "porządek" przestał się podobać. Wybrano "ciepłą wodę w kranie". Fakt - wszyscy jakoś żyli, pragnęli tylko, żeby nie było gorzej. Trzeba było aż ośmiu lat, żeby wyborcy zobaczyli, że to "jakoś" zupełnie co innego oznacza dla większości, a co innego dla mniejszości. Gdy większość z coraz większym trudem wiąże koniec z końcem, mniejszość nie wie już, co zamawiać - ośmiorniczki czy policzki wołowe. W ciągu ośmiu lat rządów PO przybyło aż 700 tys. obywateli, którzy popadli w skrajną nędzę. "Polska nie jest w ruinie" - woła pani premier. Ale ludzie są. Prawie trzy miliony w poszukiwaniu pracy i spokoju wyjechało za granicę, wyrosło całe "śmieciowe pokolenie 1600", czyli ludzi, którzy nie mając żadnej pewności pracy, wyzuci z praw pracowniczych, muszą sobie radzić za 1600 złotych miesięcznie. Tyle to prominenci PO wydają na butelkę wina, no - na dwie.

Po ośmiu latach, kiedy pod PO robi się gorąco, a do wyborów niewiele ponad 100 dni, pani premier mówi bez mrugnięcia powieką, że nadszedł czas, żeby ci, którzy skazani zostali na wyrzeczenia, na "śmieciówki", na brak podwyżek, stali się dziś beneficjentami wzrostu gospodarczego. Czy to znaczy, że każdy będzie mógł zamówić ośmiorniczki?

Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że konwencje PO, na których obietnice mnożą się jak króliki, a słowo "Polska" pada gęsto niczym wiosenny deszcz, to wyłącznie zabieg wyborczy. Im nie chodzi o program, im chodzi o PR. Program jakoś się ukleci - stąd weźmie się trochę, trochę stamtąd. Na przykład najświeższy postulat PO dziwnie mi przypomina to, co jako swój postulat wyborczy wcześniej ogłosił SLD. Bo to my powiedzieliśmy, że nasza gospodarka powinna być jak firma z 36 milionami udziałowców. Polacy powinni mieć nie tylko udział, ale też otrzymywać coroczną dywidendę od wzrostu PKB. Nie w obietnicach - w pieniądzach. Tak na marginesie - PiS nie jest lepszy i też wydłubuje z naszych programów najciekawsze pomysły. Na przykład postulat zwiększenia kwoty wolnej od podatku pojawił się w przemówieniach Andrzeja Dudy po tym, jak pojawiał się on na konwencji wyborczej naszej kandydatki w wyborach prezydenckich. Potem już pan Duda obiecywał co popadnie, zaś pani Szydło dodała do tego w poniedziałek nową elektrownię w Ostrołęce - za cztery lata!

PiS udaje, że nigdy nie rządził. To znaczy jakiś inny Kaczyński był premierem i obniżał podatki najbogatszym?

Pani Kopacz mówi, że rządzi dopiero od 9 miesięcy. To znaczy jakaś inna Kopacz była przez osiem lat ministrem zdrowia, wiceprzewodniczącą i przewodniczącą Platformy, marszałkiem Sejmu?

Wszystko to właśnie PR, marketing polityczny. Różnica jest taka, że dla PiS jest to taran torujący drogę do władzy niezbędnej, żeby po ośmiu latach odegrać się na PO, a dla PO ostatnia deska ratunku.

A co my? My robimy swoje. Uczciwie.

Zobacz: Leszek Miller: Lustro dla Żakowskiego