Leszek Miller: Ojcowie i ojcowie

2011-06-08 13:45

Aleksander Kwaśniewski na łamach "Super Expressu" wyraził żal, że prezydent Komorowski nie zalicza go w poczet "ojców polskiej demokracji". Skutkowało to brakiem zaproszenia na spotkanie z Barackiem Obamą i na imprezę z okazji rocznicy wyborów w 1989 r. "Czuję się ojcem polskiej demokracji, chociażby ze względu na urząd, który sprawowałem, mój udział przy pracach nad konstytucją czy przy okrągłym stole" - oświadczył były prezydent. W swym wywodzie stwierdza dalej, że obecna władza usiłuje udział innych grup w procesie demokratycznej transformacji, a szczególnie polskiej lewicy, zmarginalizować.

Nie ulega wątpliwości, że zasługi prezydenta dwóch kadencji są olbrzymie. Ma on jednak zasadniczą wadę. Nigdy nie należał do UD ani do UW, co eliminuje go nie tylko z tytułu "ojca", ale nawet "bobasa" demokracji. Prezydent Kwaśniewski musi przyjąć do wiadomości, że Bronisław Komorowski dokonał istotnej poprawki w historii.

Grupą założycielską nowej Polski uczynił swoich znajomych z partii, w której kiedyś był sekretarzem generalnym, a datę zakończenia najbardziej płodnej części polskiej transformacji ukoronował rządem Hanny Suchockiej.

Przeczytaj koniecznie WSZYSTKIE FELIETONY Leszka Millera >>>

To rzeczywiście świetny symbol. Po pierwsze - gabinet pani premier już w stanie dymisji zawarł konkordat z Watykanem, którego treść, aż do momentu jego podpisania, była ścisłą tajemnicą. Oznaczało to złamanie ówczesnej konstytucji, która nakazywała, aby tego rodzaju akt prawny był przyjmowany w drodze ustawy, a nie rządowej umowy międzynarodowej.

Po drugie - sytuacja w kraju była tak fatalna, że wniosek o odwołanie solidarnościowego rządu złożyła sama Solidarność, w osobie posła Alojzego Pietrzyka. Krewki górnik po latach wyznał, że próbowano go przekupić dożywotnią posadą w Polskim Komitecie Olimpijskim, aby tylko wycofał wniosek. Po trzecie - do historii przeszedł Zbigniew Dyka, który zasiedział się w ustronnym miejscu i w ten sposób odebrał rządowi decydujący głos, który uchroniłby go przed upadkiem.

Nie wiem, czy "krewni i znajomi królika", którzy pospieszyli na spotkanie do Pałacu Prezydenckiego z okazji wyborczego sukcesu z czerwca 1989 wiedzieli, że jego gospodarz nie brał w nim udziału. Jak kilka lat temu wyznał Bronisław Komorowski, nie udał się on do urn na "znak protestu przeciwko kompromisowi z komunistami". - Byłem radykałem nieakceptującym ewolucyjnej drogi przemiany Polski i dzisiaj się tego wstydzę - oświadczył prezydent i dodał: - Warto było zawrzeć polityczny kompromis z politycznymi przeciwnikami.

To trafne słowa, tyle że przeciwnicy zniknęli. Przekonamy się o tym chociażby przy okazji kolejnej rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, gdzie jak zwykle okaże się, że Marian Jurczyk w Szczecinie, a Lech Wałęsa w Gdańsku podpisali postrajkowe ustalenia sami ze sobą. Partnerzy dwóch przywódców Solidarności ze strony władz PRL - Mieczysław Jagielski i Kazimierz Barcikowski - nie wystąpią w relacjach z tamtych wydarzeń. Wystąpi natomiast znana aktorka, która ogłosi, że 4 czerwca upadł komunizm. Nawiasem mówiąc, oświadczyła to 28 października, a nie 4 czerwca 1989 roku i nie spontanicznie, jak się zwykle uważa, tylko w nagranym wcześniej materiale.