Z czego więc cieszyły się te tysiące ludzi, którzy wypełnili stadiony i strefy kibica? Cieszyliśmy się z fajnej imprezy, była wspaniała atmosfera, świetne stadiony, piwo. Cieszyliśmy się z gości, goście cieszyli się, że byli z nami, a ponieważ nie żałowali pieniędzy, więc cieszyli się także restauratorzy, hotelarze, sprzedawcy europamiątek. W dniu meczu Polska - Rosja zwykłe koszulki, tyle że z napisem "Russia", kosztowały podobno 350 złotych i rosyjscy kibice kupowali je jak leci.
EURO 2012 przejdzie do historii także jako EURO pięknych dziewczyn. Ponieważ było ciepło, a nawet upalnie, piękno można było podziwiać w całej krasie. Zresztą jako kibic oglądający mecze eliminacyjne na Stadionie Narodowym, a także mecz finałowy w Kijowie muszę powiedzieć, że Ukrainki w niczym nie ustępowały dziewczynom z UE. I tylko polscy prawicowi fundamentaliści więcej uwagi poświęcili prezydentowi Łukaszence niż ukraińskim pięknościom. Gdzie siedział, obok kogo, co prezydent Komorowski ma zrobić, gdyby ich oczy się spotkały? Okazało się, że organizatorzy zastosowali prosty sposób: prezydent Łukaszenka sąsiadował z prezydentem Saakaszwilim, a pozostałe VIP-y ze sobą, czyli dyktatorzy razem i świat demokratyczny też razem, ale w stosownej odległości.
Piłkarskie party, jak każde, kończy się próbą podsumowania - ile nas to kosztowało, co się stłukło, co rozlało Bez wątpienia potłukły się marzenia o silnej piłce nożnej. Niestety, od lat każda międzynarodowa konfrontacja sprowadza nasze marzenia na ziemię. Jeśli chcemy doczekać naprawdę dobrego poziomu, bardzo wiele musi się w polskiej piłce zmienić. Myślę, że prezydent skoro już powiedział "a" i nakazał w drodze ustawy sejmowej przyozdabiać koszulki reprezentacyjne orzełkiem, mógłby powiedzieć "b" i objąć patronat nad paktem dla piłki nożnej, więc wspólnymi z PZPN, Ministerstwem Sportu i Sejem pracami ustawowymi, które otworzyłyby piłce nożnej drogę do prawdziwej kariery.
Jest jednak jeszcze jeden kłopot - pozapiłkarski. Piłkarskie party nie należało do najtańszych, przeciwnie - postawiliśmy się, ale zastawiliśmy się. Poznań, Gdańsk, Wrocław i Warszawa, czyli gospodarze EURO 2012, znalazły się w czołówce najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Długi Poznania sięgnęły 72 proc., Gdańska - 64 proc., Wrocławia - 63 proc., czyli więcej niż dopuszczalny próg 60 proc. rocznego dochodu. Warszawa oficjalnie tego progu nie przekroczyła, ale panuje przekonanie, że tylko dzięki sztuczkom księgowym. Ratując budżety, samorządowcy na pewno sięgną głębiej do kieszeni mieszkańców. Pod nóż pójdą wydatki na kulturę, na infrastrukturę, wzrosną czynsze, zdrożeje komunikacja, podskoczą podatki lokalne. Mieszkańcy już czują przez skórę, że coś się święci, że teraz oni będą musieli "dać z siebie wszystko".