Leszek Miller

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Między słowami

2012-11-14 3:00

11 Listopada padło tysiące słów. Szukam między nimi przyczyn, dla których Marsz dla Niepodległej organizowany przez Prezydenta RP miał frekwencję znacząco mniejszą niż prawicowy Marsz Niepodległości. Szukam przyczyn, dlaczego marsz prawicy był marszem młodych, zaś marsz "prezydencki" był, delikatnie mówiąc, nie pierwszej młodości.

Demonstracja prawicy zastanawia i straszy. Nie dlatego, że na ulicę wyszli ludzie niezgadzający się na życie w obecnych kanonach politycznej poprawności. Jednomyślność jest tylko na cmentarzu, w życiu jej nie ma i nie może być.

Masy absolwentów szkół i uczelni zaczynają swoją zawodową karierę od bezrobocia, innych dotyka wyzysk umów śmieciowych. Młodzi nie widzą przed sobą świetlanej przyszłości na zielonej wyspie. Nierówności dochodowe, a co za tym idzie - społeczne nieuchronnie zbliżają ludzi do punktu, kiedy będą mieli dosyć. Już dają ucho najłatwiejszym wytłumaczeniom - elity zdradziły ich przy "okrągłym stole", naród zostawiły na pastwę losu… Coraz częściej słychać też ciągle u nas chwytliwe teorie o żydowskich spiskach. "Antysemityzm jak przed wojną" - wołano. Były zapowiedzi o walce aż do ostatniego tchu "wrogów polskości", o uśmierceniu i zakopaniu do ziemi… Powie ktoś: młodzi, niewykształceni, manipulowani chuligani… No tak, tyle że młodzi, niewykształceni, wściekli na cały świat dali początek faszyzmowi.

Co więc robić? Poza działaniami politycznymi i ekonomicznymi, mającymi na celu sprawiedliwy podział dochodu narodowego, po drugiej stronie muszą stanąć ludzie, którym droga jest Polska demokratyczna, tolerancyjna, którzy doceniają dobrodziejstwa wspólnoty europejskiej. Temu, jak rozumiem, miał służyć marsz pod egidą prezydenta. Niestety, pan prezydent, apelując o zarzucenie niszczących Polskę swarów i podziałów, sam niepostrzeżenie rodaków dzielił. W jego apelach o jedność nie znalazło się choćby słowo skierowane do dwóch pokoleń Polski Ludowej, do ludzi, którzy podnieśli kraj z ruin, którzy wybudowali go od nowa i to w takiej skali, że przez dwadzieścia lat kolejne rządy miały co prywatyzować i sprzedawać. Prezydent mówił o dumie z dokonań po roku 1918 i po roku 1989… Polska przedwojenna zakończyła się bezprzykładną ucieczką sanacyjnego rządu, krwawą klęską wpędzającą naród w sześcioletnią nieludzką niewolę. Z tego mamy być dumni, a z odbudowy miast, budowy od podstaw przemysłu, emancypacji upośledzonych warstw społecznych - nie?

W oddzielnym adresie prezydent zwracał się też do swoich politycznych przyjaciół. - Zwłaszcza my, ludzie Solidarności, wołał, powinniśmy dawać przykład… Nie każdy był w Solidarności wtedy i tym bardziej nie każdy jest teraz. Nie brakuje też takich, którzy byli, ale od dawna już nie są. Ludzie nienależący do Solidarności też są patriotami, też kochają Polskę, często nawet bardziej niż patrioci licencjonowani. Pan prezydent nie miał im nic do powiedzenia, nawet między słowami.

Dopóki ludzie tak myślący nie przyjmą do wiadomości, że nie mają wyłączności na patriotyzm, że nie są tu sami, że wcale nie są "pierwszymi wśród równych", to marsz prezydencki w porównaniu do Marszu Niepodległości będzie przypominał uliczną śpiewogrę nieboszczki Unii Wolności, okazjonalnie ustrojonej w kotyliony o barwach narodowych.