Patrzę na to przedstawienie spokojnie, z niejakim jednak zdumieniem słuchając komentarzy opozycji. Grzmi świętym oburzeniem na Kurskiego za podporządkowanie telewizji publicznej Prawu i Sprawiedliwości. Jakby ona sama nigdy nie rozsiadała się w gabinetach na Woronicza, jakby nie zaprzęgała publicznej telewizji do swojego rydwanu…
A przecież hurtowo wyrzucali nie swoich, zatrudniali swoich, byli propagandowym ramieniem swojej władzy. Wiem, co mówię. SLD był formacją, która pierwsza doświadczyła siły i brutalności „totalnej opozycji”. Prof. Bronisław Łagowski wspominając rok 2001 pisał: „Wszystkie media, prawie całą klasę dziennikarską mieli przeciw sobie. A to jest przecież połowa realnej władzy w
państwie demokratycznym. Cokolwiek rząd Millera zrobił spotykało się ze zmasowanym atakiem gazet i telewizji z państwową włącznie.”
Owszem, sami nie byliśmy bez winy, zdarzały się nam przykre wpadki, ale skala, natężenie i polityczna stronniczość ataku były niespotykane. Aż po sprokurowanie lipnej „afery Rywina”, która stała się narzędziem politycznego zabójstwa SLD. W gorącym czasie polowania na urojoną „grupę
trzymającą władzę” ówczesny prezydent ogłosił „nowe otwarcie”, które miało przynieść na antenę telewizyjną więcej pluralizmu. PO i PiS bardzo chętnie wprowadziły na najważniejsze stanowiska w TVP swoich działaczy, co w praktyce utorowało drogę antylewicowemu jedynowładztwu.
Symbol „nowego otwarcia” - Maciej Grzywaczewski, w latach 2004-2006 dyrektor pr. I TVP ogłosił, że ludzie o orientacji liberalno-prawicowej „lepiej robią telewizję, bo mają zakodowany pluralizm”. Im się to po prostu należało! Jak się o tym pamięta, to można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński postępuje po prostu uczciwiej. Nie udaje świętoszka, tylko bez zbędnych ceregieli zrobił z telewizji publicznej propagandowe narzędzie sprawowania swojej władzy. Pluralizm polega teraz na tym, że od krytykowania PiS są inne telewizje i Agnieszka Kublik, zaś docierająca do najmniejszej nawet miejscowości telewizja publiczna sławi jego zalety. Nie za to władza jej płaci, żeby wypadała na ekranie byle jak. Kurski właśnie się o tym boleśnie przekonał.