Ponura mina ministra policji, a obecnie ministra obrony różni się zasadniczo od pogodnej twarzy Joanny Szczepkowskiej, która w ostrej polemice zarzuciła Błaszczakowi historyczny rewizjonizm. Wybitna artystka uważa, że komunizm skończył się w Polsce 4 czerwca 1989 r., co wyraziła w telewizyjnym komunikacie 29 lat temu. „Towarzyszu Ministrze Błaszczak – przyboczny grabarzu demokracji, który własnego zdania sklecić nie umie, tylko ściąga z lekcji historii i powtarza bez zrozumienia...” – zaatakowała Szczepkowska, rzucając pełne pasji i ognia spojrzenia. „Policyjny piesku. Jedyne co umiesz, to łasić się i podawać łapę” – oświadczyła bez zbędnych ceregieli.
W tym miejscu się obruszam, bo policyjne psy, a nie tam żadne pieski, potrafią znacznie więcej. Są starannie wybierane i szkolone, a kurs kończy się wymagającym egzaminem. Muszą być aktywne i bardzo chętnie reagować na aport. Nie mogą obawiać się wystrzałów i innych hałasów oraz ciasnych i ciemnych pomieszczeń. Niezbędna jest ich dobra forma fizyczna oraz zrównoważenie psychiczne. Jednym słowem, nie każdy pies może nosić dumny tytuł psa policyjnego, jak nie każdy polityk może być ministrem, zwłaszcza spraw wewnętrznych i administracji.
Trzeba wyjaśnić, że prezydent Duda połknął własny język nie z własnej inicjatywy. Został do tego zmuszony wraz z całym swoim obozem politycznym decyzją Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Wielka Izba Trybunału złożona z 15 sędziów zawyrokowała, że ubiegłoroczny podpis prezydenta Dudy pod ustawą o SN ogranicza niezależność Sądu Najwyższego, a to powoduje wystąpienie poważnej i nieodwracalnej szkody w zakresie porządku prawnego Unii. Pan prezydent z bólem i niechętnie przyjął ten fakt do aprobującej wiadomości. Mimo wszystko lepiej późno niż wcale.