Leszek Miller

i

Autor: Andrzej Lange Leszek Miller

Leszek Miller komentuje: Trzecia Polska

2015-12-16 3:00

Demonstracje, które przeszły ulicami Warszawy, reprezentowały dwie Polski podejrzliwe i niechętne wobec siebie. Jeszcze nie nienawistne, choć wyraźne tego symptomy są już widoczne....

Demonstracje, które przeszły ulicami Warszawy, reprezentowały dwie Polski podejrzliwe i niechętne wobec siebie. Jeszcze nie nienawistne, choć wyraźne tego symptomy są już widoczne. Pierwsza to zwolennicy władzy utraconej przez PO-PSL oraz ludzie wprawdzie krytycznie nastawieni do ich rządów, ale przekonani, że PiS jest większym złem. Chcieli dać wyraz sprzeciwu wobec przejęcia steru przez PiS, a prezes Kaczyński, atakując Trybunał Konstytucyjny, dał ku temu okazję. Liderzy PO, Nowoczesnej i ludowców ani na chwilę nie zostawili złudzeń, kto gra pierwsze skrzypce w tej orkiestrze, a próby wypchnięcia na pierwszy plan Komitetu Obrony Demokracji były mało przekonujące. Batutę dyrygenta otrzymał Ryszard Petru, wcześniej lobbysta banków i sektora finansowego. Beneficjent czasu "zielonej wyspy" i stały aspirant do udziału w rządzie premiera Tuska. Mirosław Czech - jeden z gorących zwolenników PO i dziennikarz jeszcze bardziej żarliwej w swoich uczuciach "Gazety Wyborczej" napisał, że demonstracje w Warszawie i innych miastach kończą pierwszy etap batalii "Kaczyński kontra państwo polskie". Nie dostrzegł, że w niedzielę PiS zgromadził w stolicy jeszcze więcej zwolenników. Druga Polska, ta, której dziennikarz Czech odmawia bycia polską, to zdeklarowani zwolennicy PiS oraz jego prezesa. Sam Kaczyński uznał, że jego przeciwnicy to "Polacy najgorszego sortu". Poszedł więc drogą przetartą przez Czecha i to nie jest dobra linia. O wiele lepiej byłoby, gdyby PiS prowadził politykę rzeczową, chłodną, pozyskując zwolenników, a nie mnożąc przeciwników, i to na wszystkich frontach. Tym bardziej że jest jeszcze trzecia Polska. Ta, która nie bierze udziału w demonstracjach, bo nie jest zainteresowana, albo zwyczajnie nie ma na to czasu i siły. Nasz kraj można dziś porównać do kamienicy. Na wyższych piętrach i od frontu żyją ci, którzy na transformacji ustrojowej i gospodarczej wyszli świetnie. W oficynach, z oknami na podwórka, w wilgoci i bez słońca żyją zaś ci, którzy stali się ofiarami niewidzialnej, a raczej niewidomej ręki rynku. Tam właśnie mieszka desperacja przekonana o braku równych szans. Pewna, że nie ma ich w żadnej dziedzinie. Ekonomicznej, społecznej, politycznej. Ta trzecia Polska rozumie, że fundament sprawiedliwości społecznej stanowią równe szanse, a nie takie same dochody. Widzi z goryczą, że zasobna mniejszość bogaci się kosztem ubogiej większości. Uważa słusznie, że zdrowie, edukacja, kultura i inne powinności państwa wobec obywateli nie mogą być poddane logice zysku i pieniądza. Patrzy na demonstrantów obojętnie, widząc, że ich problemy nie są jej kłopotami. I na tym polega realny podział w polskim społeczeństwie. Społeczeństwie prawdziwych, a nie wydumanych "różnych sortów".

ZOBACZ: Leszek Miller: Komu wolno więcej