Długie tygodnie obrzucania się błotem ukształtowały wizerunek kandydatów, gdzie z jednej strony do najwyższego urzędu w USA pretendowała skompromitowana kłamczucha i bezwzględna karierowiczka, a z drugiej - maniak seksualny, buc i niebezpieczny wariat. Prawdomówność i wiarygodność obydwojga zostały zrujnowane i dużo jeszcze wody upłynie w Potomacu, nim Amerykanie odzyskają choć trochę zaufania w rodzimą politykę.
Ale co tam Waszyngton, wracajmy nad Wisłę. Minął już rok, od kiedy Andrzej Duda został prezydentem. Jego konkurent, mimo że nie przejechał po pijanemu na pasach niepełnosprawnej zakonnicy w ciąży, obszedł się smakiem i liże rany wraz z całym swoim środowiskiem. Choć jest jeszcze stosunkowo wcześnie, zaczynają pojawiać się pierwsze nazwiska kandydatów na elekcję w 2020 roku, w tym Roberta Biedronia. Wprawdzie prezydent Słupska deklaruje mocne przywiązanie do swojego miasta, ale przecież cóż to za polityk, jeśli nie jest w stanie poświęcić lokalnego interesu dla dobra ogółu. Tym bardziej że w swojej nowej książce niczego nie wyklucza, rzucając porozumiewawcze spojrzenia w kierunku lewicy. Biedroń pisze na przykład, że szansa przyjęcia ustawy o związkach partnerskich pojawiła się za rządów SLD. Projekt trafił do laski marszałkowskiej i został zamrożony na lata. A wtedy Sojusz miał większość parlamentarną i mógł przegłosować wszystko, tyle że Leszkowi Millerowi brakowało odwagi. Jego tchórzostwo miało ogromną cenę - wali Biedroń z grubej rury, rozglądając się przy tym triumfalnie.
Zobacz także: Kijowski W STRACHU: Boję się dyktatora Kaczyńskiego
Jak wiadomo, prawda nie leży pośrodku, tylko tam, gdzie ją położono. Gdzie ją więc umieścił Biedroń? SLD nigdy nie miał w Sejmie samodzielnej większości i nie mógł uchwalić wszystkiego. Projekt ustawy leżał w Wysokiej Izbie pół roku. Autorka inicjatywy senator Maria Szyszkowska podaje, że ówczesny marszałek Sejmu W. Cimoszewicz na piśmie poinformował, że "nie planuje skierowania projektu ustawy do pierwszego czytania". Zatem to Cimoszewicz zablokował projekt uznania związków partnerskich. Były marszałek pozostaje jednak ulubieńcem warszawskiego salonu, a to wyklucza krytykę ze strony takich ludzi, jak niedawny poseł Janusza Palikota. Przypominając znane fakty, podrzucam prezydentowi Słupska atrakcyjny slogan wyborczy: "Prawdomówny i odważny jak Biedroń. Robert Biedroń".