Strajk nauczycieli, to protest w obronie ich godności i systemu nauczana zdewastowanego przez minister Zalewską. W miarę nauczycielskiego protestu rząd ogłasza „nowe propozycje”, które są tymi samymi lekko tylko podretuszowanymi. Mają one taki sam charakter: proponują zamiast podwyżki obniżkę poborów połączoną ze zwiększeniem obowiązków. Padła ona zresztą z ust pani wicepremier Szydło, która (jak podliczyła NIK) na wizażystkę potrafiła wydać z kasy państwowej bez mała 170 tys. zł. w niecały rok. Nie przypadkiem nad demonstrującymi widać było transparent: „Szydło, Zalewska – nieszczęścia chodzą parami”.
Ostatnia propozycja, to „okrągły stół w sprawie oświaty”. To żaden okrągły stół, to przyznanie się do klęski własnej reformy systemu oświaty. Jej autorka - mimo, że „dzieło”, które firmuje leży w gruzach, mimo, że strajkuje kilkaset tysięcy nauczycieli, mimo, że wokół niej samej robi się gęsto od publicznie stawianych zarzutów także o charakterze kryminalnym, niezmiennie ma się dobrze. Takie kpiny z obywatelskiego poczucia sprawiedliwości, inteligencji, obywatelskiej podmiotowości, nie uchodzą bezkarnie. Nic dziwnego, że mówcy na demonstracji przed MEN ostro krytykowali rządową „okrągłostołową” nowinkę. Jakiż inny bowiem może być cel masówki organizowanej na Stadionie Narodowym niż tylko zamazanie i rozwodnienie edukacyjnej katastrofy, którą zafundowało nam PiS?
Prawdziwy „Okrągły Stół” był meblem jednorazowego użytku. Powstał w czasie, gdy Polska nie była w pełni demokratyczna. Ale to przeszłość. Do pracowniczych negocjacji na linii pracodawcy – władza – związki zawodowe i organizacje społeczne, powołano specjalną ustawą sejmową Radę Dialogu Społecznego. Żaden „okrągły stół” nie jest już potrzebny, zwłaszcza na stadionie. Chyba, że rząd chce zaprosić do loży cesarza, który kciukiem będzie wskazywał, które ustawy aprobuje, a których nie…