Leszek Miller

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller komentuje: Być i nie być

2016-02-24 3:00

William Szekspir ustami duńskiego księcia od ponad czterystu lat zadaje fundamentalne pytanie: "być albo nie być". Jego rodak premier Cameron od kilku dni deklamuje: "być i nie być". Ma ku temu powody, bowiem po zakończonym niedawno szczycie Unii Europejskiej Wielka Brytania pozostaje jeszcze członkiem UE, ale faktycznie jest już poza wspólnotą. Niby jest, a jakoby już jej nie było.

Premier Cameron odniósł wielki sukces potwierdzony słowami Donalda Tuska, iż wynegocjowane warunki zapewnią "specjalny status" Wielkiej Brytanii oraz będą prawnie wiążące i nieodwracalne. Szef brytyjskiego rządu idzie w ślady swoich poprzedników, którzy zawsze, kiedy mogli, wyrywali z brukselskiego tortu największe kawałki, nie oglądając się na innych biesiadników. Pierwszym dowodem "specjalnego statusu" był rabat brytyjski wywalczony przez Margaret Thatcher w 1984 roku, na szczycie Unii w Fontainebleau. Chodziło o bezterminowe obniżenie składki wpłacanej przez wyspiarzy do budżetu Unii Europejskiej. Żelazna Dama, bijąc pięścią w stół, dopięła swego i zapewniła coroczną redukcję wpłat o ponad 4 miliardy euro.

Kolejnym premierem, który wywalczył w UE odrębne traktowanie, był Gordon Brown. Na szczycie w 2007 roku w specjalnym dokumencie nazwanym Protokołem brytyjskim dołączonym do Traktatu z Lizbony uzyskał ograniczenie stosowania całości przepisów Karty praw podstawowych dla obywateli Wielkiej Brytanii. Redukcja tych przepisów dotyczyła części zatytułowanej "Solidarność", która według rządu zawierała rozbudowany nadmiernie system praw pracowniczych i socjalnych. Ku sporej konsternacji jedynym krajem, który przyłączył się do wyspiarzy, była Polska.

Zobacz także: Drugi pakiet z szafy Kiszczaka już w środę! WIEMY, CO ZAWIERA!

Zdobycze poprzedników premiera Camerona są jednak niczym w porównaniu z tym, co uzyskał on sam. I nie chodzi tylko o to, że jego kraj będzie mógł ograniczać system wsparcia socjalnego, aby przestał być "magnesem" dla imigracji zarobkowej z biedniejszych państw Unii, w tym Polski. Chodzi o mechanizm, w którym Londyn będzie mógł w pełni czerpać korzyści z przynależności do UE i pozostawać poza tymi rozwiązaniami, które uznaje za niekorzystne. I tak na przykład Wielka Brytania będzie wyłączona z dalszego pogłębiania integracji europejskiej. Nigdy nie przyjmie euro, będzie sprawować niepodzielną władzę nad swoimi finansami i prowadzić własną politykę handlową. Zaaplikuje nowe twarde restrykcje dotyczące dostępu do systemu świadczeń dla imigrantów z innych państw UE. Nie będzie uczestniczyć w przymusowej relokacji imigrantów i uchodźców. Widać wyraźnie, że to, co zostało wynegocjowane, to wcale nie jest jakieś partnerskie porozumienie między synami i córkami Albionu a resztą UE. To jest przedefiniowanie obecności Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej w myśl zasady "być i nie być".