Nie wszyscy, wszakże. Prezes PiS, wespół z najważniejszymi urzędnikami państwa, w asyście żołnierzy z Kompanii Reprezentacyjnej, w otoczeniu ochroniarzy i policji, ostentacyjnie składał wieńce pod pomnikiem swojego brata i na grobie matki na Powązkach.
Nawet, jeśli ktoś chciałby wymyślić jakiś wyjątkowy sposób wyrażenia pogardy dla prawa, to chyba nie wymyśliłby czegoś podobnego. Kiedy wszyscy muszą przebywać w domach, kiedy policja karze za jazdę na rowerze, za spacer po parku, kiedy nie wolno ruszyć się samochodem, a nawet w więcej niż pięć osób pochować najbliższych, Jarosław Kaczyński w otoczeniu dostojników państwowych – autorów tych zakazów, demonstracyjnie je łamie pod pretekstem 10 rocznicy katastrofy smoleńskiej. Przez 10 lat „był coraz bliżej prawdy” i wreszcie tę prawdę obnażył. To prawda o nim samym, o tym, jak szanuje państwo i obowiązujące procedury. Tragiczna katastrofa lotnicza była właśnie skutkiem ostentacyjnego zlekceważenia procedur.
„Prawo, to ja” woła Kaczyński. „Prawo, to my” powtarza PiS. Nikt inny nie mógł tego dnia odwiedzić grobów swych bliskich - dla zwykłych ludzi cmentarze są zamknięte. Ja także nie mogłem pojechać do syna, choć bardzo chcieliśmy z żoną być z nim, zapalić znicz i zanieść wiosenne bazie. A potem jeszcze te krętactwa – że odwiedzał groby także innych ofiar katastrofy, że to była wizyta państwowa, choć po chwili pokazano rzekomą fakturę za złożone wieńce, na dowód, że niby on z prywatnej kieszeni za nie zapłacił. Uroczystość państwowa, w ramach obowiązków publicznych, a wieńce prywatne? To żałosne po prostu.
Takie właśnie szemrane kanty charakteryzują rządy PiS od początku. „Załatwienie” miejsca na pomnik brata na Pl. Piłsudskiego, omijanie Konstytucji przy pomocy ustaw przepychanych po nocach, „usługa pocztowa” zamiast wyborów prezydenckich, „kiwanie” UE, kombinacje wokół statystyk koronawirusowych – oto ich sposób na Polskę.
Jak na razie to działa. Choć już nie na wszystkich. Pani Ilona Łepkowska, autorka serialowych hitów telewizji Kurskiego – „Klan”, „M jak miłość”, „Na dobre i na złe”, „Barwy szczęścia”, po cmentarnym wybryku prezesa napisała do niego list otwarty: „Okazał pan głęboką pogardę i całkowity brak zrozumienia uczuć milionów zwykłych Polaków (…) Okazał Pan lekceważenie ludziom, którzy też kochali swoich Rodziców, ale zastosowali się do zakazów nałożonych na nas przez rząd powołany z Pana nadania. Wstyd, Proszę Pana”.
Śladem Pani Łepkowskiej nie poszedł minister Szumowski. Bąknął tylko, że podczas uroczystości z udziałem prezesa Kaczyńskiego upamiętniających 10. rocznicę katastrofy smoleńskiej odległości między jej uczestnikami mogłyby być większe. No ale minister zdrowia jest coraz bardziej zależnym od PiS politykiem. Gdyby był medykiem zwróciłby się o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Lekarz bowiem walczy o zdrowie i życie ludzi, a nie wystawia ich na oczywiste zagrożenie.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj