Wczoraj, gdy komisja śledcza przyjęła stanowisko, stwierdzając zasadność postawienia Kaczyńskiego i Ziobry przed Trybunałem Stanu, miny zrzedły. Wbrew temu, co się mówi w PiS, płonne są nadzieje na zmianę treści dokumentu w toku dalszych prac. Wprawdzie Sejm wysłucha sprawozdania komisji, ale nad jego treścią nie przeprowadza się głosowania. Nie zgłasza się też żadnych poprawek. To inaczej niż przy okazji komisji do sprawy Rywina, gdzie łamiąc prawo i regulamin dopuszczono, do głosowania sprawozdanie i sześć wniosków mniejszości. W pospiesznym i nielegalnym trybie większością dwu głosów uznano propagandowy bubel Ziobry za stanowisko Sejmu.
Dwa dni po śmierci Barbary Blidy ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro oznajmił z trybuny sejmowej, że zmarła uwikłana była w aferę korupcyjną na niespotykaną skalę. Wygłaszając swoje insynuacje, kłamał i była to potwarz szczególnego rodzaju. Oczerniana kobieta nie żyła, a sprawcą jej śmierci był ten, który te kalumnie ogłaszał. Mimo tego symbol PiS-owskiej sprawiedliwości dzielił się swoimi myślami na temat tragedii w Siemianowicach. Według niego za śmierć byłej posłanki odpowiada SLD. W żadnym razie nie on, ani prokurator, który wysłał tam facetów w czerni, ani sami chłopcy w kominiarkach. Tę konstrukcję podtrzymał Kaczyński, wyjaśniając, że gdyby Barbara Blida miała inne poglądy polityczne, to by żyła.
To akurat prawda. Gdyby była w PiS, Ziobro nie wysłałby zbrojnego oddziału swojej partii, żeby o szóstej rano wywlókł ją z domu w kajdankach i to tak, aby mogły to pokazać wszystkie serwisy informacyjne. Gdyby była w PiS, nie trzymano by jej znajomych w areszcie wydobywczym
w nadziei, że powiedzą coś, co jej zaszkodzi. Gdyby była w PiS, szemrane zeznania krętaczy nie stanowiłyby podstawy do działań prokuratury, bo prokuratura nie szukała haków na PiS-owców. Ale Barbara Blida nie była w PiS, a w IV RP była to poważna okoliczność obciążająca.
Kaczyński na wielu billboardach w całej Polsce przypomina, że był premierem i znowu chce nim być. Ci, którym jest to obojętne, niech pamiętają o słowach Marka Rymkiewicza, który pisał o swoim wodzu, że to, co już wykonał, będzie musiał wykonać jeszcze wiele razy. Apologeta określał prezesa PiS jako największego polskiego polityka od czasów Piłsudskiego. "Siła duchowa Jarosława Kaczyńskiego jest tak wielka, że stać go na to, żeby jeszcze kilka razy ugryźć w tyłek przysypiającego żubra". Na razie ku rozczarowaniu Rymkiewicza żubr boleśnie ugryzł w tyłek Kaczyńskiego.