Zdjęcia te wywołują smutne refleksje. Dzisiejsi bohaterowie walki z PRL mają rację mówiąc, że tamta Polska była krajem ponurym, szarym, zniewolonym, bez uśmiechu. Na starych fotografiach widać czarno na białym, jak smutne było życie polskich dzieci, jakie były zaniedbane i niedożywione. Bo czym innym, jak nie głodem wytłumaczyć można, że pan minister Arabski podkrada ze stołu kawałek tortu, ryzykując przy tym poparzenie, jako że na torcie pali się świeczka. Tort na pewno nie był dla niego, tylko dla dziecka jakiegoś partyjnego dygnitarza. Malec wyraźnie tego nie rozumie i naiwnie próbuje realizować swoje przyrodzone prawo do równego z innymi traktowania.
Innego rodzaju doświadczenie było udziałem pani minister Muchy. Jako mała dziewczynka zmuszona została do pozowania fotografowi. I jeszcze kazali się dziecku uśmiechać! Ubrana w strój góralski ze wszystkimi akcesoriami - z ciężkim góralskim kapeluszem na głowie, z góralską burką na ramionach i z okutą góralską ciupagą w dłoni… Uśmiechać się? Z czego tu się śmiać? To plakatowy wręcz przykład przymuszania dzieci do udziału w propagandzie sukcesu – że niby, proszę, jakie nasze dzieci są szczęśliwe.
Albo Radosław Sikorski w Krakowie - chłopczyk sfotografowany został pośród gołębi, ale ani słowem nie wspomina się, że prawdopodobnie wyszedł właśnie z Kościoła Mariackiego. Bo skąd w Krakowie wychodzi się wprost na Rynek? Na pewno była to jakaś msza za ojczyznę, innych przecież naród nie uprawiał. Zresztą przy okazji można zobaczyć jak ubogo był pan minister ubrany. Jakieś krótkie majtki, gołe nogi osłonięte skarpetkami zaledwie do kolan. Za to pani, która trzyma go za rękę, mama zapewne, jest w długich spodniach. Widać materiału dla dwojga nie starczyło, a kupić przecież nie było gdzie. Zresztą w sklepach był tylko materiał na waciaki.
Pan minister Siemoniak w volkswagenie – garbusie… No to już z daleka pachnie manipulacją. Każdy wie, że w Polsce nie było żadnych Volkswagenów, a na dodatek jeszcze garbusów. Warszawa, Polonez Syrenka, Moskwicz, Zaporożec, no, powiedzmy Wartburg – to tak. Takimi rozbijali się różnej maści aparatczycy i takie rzeczywiście można było oglądać na ulicach miast. Ale żeby jakieś zachodnie auta, na dodatek produkowane przez zachodnioniemieckich odwetowców? To na pewno Volkswagen wyciągnięty z parku samochodowego wojskowej „informacji”, rekwizyt używany w jakiejś prowokacji wymierzonej wiadomo w kogo…
Biedni, ciężko doświadczeni przez los ludzie. Stare fotografie nie kłamią. Jak żyć z takim bagażem ponurych wspomnień?