Leszek Miller: Droga na Zachód

2011-12-07 21:04

Aleksander Kwaśniewski jeszcze niedawno mówił, że Ruch Palikota jest "partią opartą na negacji", "antysystemową". Pomysł jej utworzenia nazywał "perwersyjnym", a wzrost poparcia tłumaczył niezarejestrowaniem komitetu Janusza Korwin-Mikkego. Dziś sugeruje, że współpraca SLD z Palikotem ma być na warunkach milionera z Biłgoraja, co jest niestosowne i nie zostanie przyjęte. Kooperacja między SLD a inną partią może odbywać się tylko na zasadach partnerskich i równoprawnych.

Za wcześnie też, by Ruchowi Palikota nadawać miano formacji lewicowej. Oczywiście nie jest rolą SLD wskazywanie, kto lewicą jest, a kto nie. Jednak oceniając program Ruchu oraz pamiętając zaangażowanie jego twórcy w prawicowe i ultraklerykalne projekty, za wcześnie na taką weryfikację. Przed nami głosowania nad budżetem i projektami cięć socjalnych premiera Tuska. Będzie to sprawdzian dla wszystkich ludzi lewicy w parlamencie. Jednoznacznie pokaże, na kogo wyborcy lewicy mogą dziś liczyć. Przed nami też wyzwanie, zjednoczenia lewicy. By nasz elektorat nigdy więcej nie czuł się zagubiony przed wyborami. Tego nie da się zrealizować bez lub na przekór SLD. Trzeba Sojusz wzmocnić. Musi być silnym partnerem do rozmowy, poważnym graczem, a nie pionkiem. Sobotnia konwencja to krok do tego celu.

Oprócz przyszłości SLD w tych dniach decydują się perspektywy Unii Europejskiej. Jutro zacznie się szczyt liderów UE, gdzie zapadną ważne decyzje. Zwiększenie dyscypliny budżetowej państw euro - z automatycznymi sankcjami za złamanie ustalonych limitów. Zmiany mają być umieszczone w traktacie o Unii, podpisane i ratyfikowane przez 27 członków UE. Gdyby jakiś kraj tego nie chciał, zostanie zawarty odrębny traktat 17 państw euro plus chętni. W ten sposób - i to w okresie polskiej prezydencji - nasz kraj trafił do kategorii "ochotników". Prezydent Francji uważa nie bez racji, że członkowie UE pierwszej kategorii to kraje o wspólnej walucie. Pozostali to obserwatorzy i ochotnicy.

Mieliśmy szansę znaleźć się w pierwszej klasie UE, kiedy pozwalały na to parametry i stan gospodarki. W roku 2006, po czterech latach rządów lewicy, można było wszcząć procedury przystąpienia do strefy euro. Zabrakło wyobraźni i odwagi. Dziś strefę euro powinno wzmocnić wszystkie 27 państw UE. Koszty sanacji są dużo niższe niż rozpadu. Po upadku euro polska gospodarka skurczyłaby się podobno o ponad 6 proc. Kurs złotego wobec dolara - powyżej 5 zł. Nie powinno się zatem straszyć Polaków utratą suwerenności. Mówieniem o terytorium zamieszkałym przez ludzi mówiących po polsku i porównywać z indiańskimi rezerwatami. Nie warto wskrzeszać antyniemieckich fobii, których pokonanie kosztowało wiele wysiłku. Wszak Polska droga na Zachód wiedzie przez Niemcy.