Słowa dyrektora FBI o udziale Polaków w Holokauście są nie do przyjęcia. Choć okazuje się, że nie dla wszystkich. Słyszę np. że nie należy ich roztrząsać, bo to pogorszy wizerunek USA, o co chodzi Kremlowi. Żeby nie było niedomówień, przynajmniej jeśli chodzi o mnie.
Comey mówił, że wysyła agentów do Muzeum Holocaustu, żeby przekonali się, do czego człowiek może być zdolny i dlaczego trzeba go chronić także przed nim samym. - Chcę, by zobaczyli, że chociaż tej rzezi dokonali ludzie chorzy i źli, do tych chorych i złych przywódców przyłączyli się - i podążyli za nimi - ludzie, którzy kochali swoje rodziny, nosili zupę chorym sąsiadom, chodzili do kościoła i wspierali cele dobroczynne. Dobrzy ludzie pomogli w wymordowaniu milionów. (.) W swoim mniemaniu mordercy oraz ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i bardzo wielu innych miejsc nie dopuszczali się niczego złego.
Comey nie tylko zachował się jak słoń w składzie porcelany. Dopuścił się też intelektualnej manipulacji. Owszem, w Polsce byli "dobrzy ludzie", którzy odebrawszy od Żydów haracz za milczenie, wracali do domów na zupę, ale akurat Polska odważnie stanęła twarzą w twarz także z ciemnymi kartami swojej historii. Symbolem jest prezydent Kwaśniewski, który w Jedwabnem przeprosił Żydów za to, co im zrobili polscy sąsiedzi. Straszne, ale jednak były to zbrodnie ludzi wynaturzonych i ciemnych, a nie polskiego społeczeństwa. Skoro dyrektor FBI tak bardzo dba o morale swoich funkcjonariuszy, nie powinien poprzestawać na Muzeum Holocaustu. Powinni pojechać do Yad Vashem i pochodzić po parku zasadzonym na chwałę polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Powinien też zapoznać się ze zgromadzonymi tam wynikami badań. Przekonałby się, że zło nie ma jednej narodowości. Nawet Żydzi - "dobrzy ludzie, którzy przynosili sąsiadom zupę", pomagali Niemcom w ich strasznej robocie. Nie tylko polscy szmalcownicy łupili nieszczęśników z pieniędzy. Znaleźli się też żydowscy "przedsiębiorcy", którzy zbili majątki na wysyłaniu Żydów z hitlerowskich Niemiec do miejsc bezpiecznych. Ci ponurzy faceci działali na marginesie szlachetnych akcji Bundu i organizacji syjonistycznych, które starały się ratować współbraci, wysyłając ich do Palestyny, USA. Z kłopotami, bo Anglicy zamknęli Palestynę przed imigrantami, a i USA nie otwierały szeroko ramion. Gdy był czas na ratunek, prezydent Roosevelt udawał, że nie rozumie, co Jan Karski do niego mówi.
W tych okolicznościach "wyróżnianie" "ludzi z Polski" jest fałszem, chcę wierzyć, że wynikającym z mocarstwowego grubiaństwa. Amerykanie mylą ciągle Poland i Holland. Jeśli widzą różnicę, to tę, że w "Poland" mordowano Żydów. Nie dociera do nich, że "Poland" od pierwszego do ostatniego dnia wojny walczyła z niemieckim barbarzyństwem, zaś "Holland" wystawiła mu do pomocy Legion Niederlander. I że ze 140 tys. holenderskich Żydów zarejestrowanych przez Niemców w 1941 roku, przeżyło jedynie 37 tys.