Wiadomo przecież, że „ten może liczyć na wsparcie sojuszników, kto sam potrafi się bronić”. Zaraz też okazało się, że Amerykanie trafnie odgadli sens tej zasady i wsparli nasze mocarstwo 12 nieuzbrojonymi myśliwcami F-16, jednym samolotem AWACS i 300 osobami personelu wojskowego – bynajmniej nie po to, by „prężyć muskuły”, to jasne. Po prostu ciągnie silny do silnego. W zgiełku bitewnym i w szczęku słów, że trzeba być gotowym na wszystko, ginie ku radości PO rządowa afera internetowa, za rakietami i radarami zniknęła zupełnie twarz posła Protasiewicza, który po dwóch buteleczkach wina nie tylko nie nosi broni w spodenkach, co sprawdzili niemieccy celnicy, ale też nie posługuje się ani rękami ani nogami, tylko ustami… Rząd sam jednak zaczyna się zachowywać, jak „po dwóch buteleczkach wina”. Z roli ważnego, europejskiego mediatora spada do roli wojennego herolda, który codziennie niemal pokazuje Rosji swoje mleczne kły. Na wszelki wypadek przypominam, że nasze sąsiedztwo z Rosją ma cechy trwałości. Skoro więc jesteśmy na siebie skazani, to przestańmy potrząsać emocjami, a zacznijmy posługiwać się rozumem. W stosunkach z Rosją wskazane jest zdecydowanie, ale nie histeria; odwaga, lecz nie papkinada. Za nowymi władzami Ukrainy, w pakiecie z nacjonalistyczną partią Swoboda, polskie władze stoję murem, ale zdaje się niekoniecznie z głową.
A przecież znamiennych przykładów nie brakuje. Francja, która śpiewa w europejskim chórze kantatę na cześć sankcji przeciwko Rosji, nie przestaje budować dla niej okrętów wojennych. A co buduje Stocznia Gdańska, której przedstawiciele protestowali przeciwko Rosji pod jej warszawską ambasadą? Czy to nie głupota, że „Solidarność” broniąc ukraińskiej władzy, broni tym samym gubernatora Doniecka, Siergieja Tarutę, miliardera, który mając większościowe udziały w Stoczni Gdańskiej tak udanie ją zatopił? Podobnie jak Francja postępują Niemcy – mówią jedno, a robią…? Dokładnie nie wiadomo, bo wizyta, którą kilka dni temu złożył w Moskwie wicekanclerz i minister gospodarki Sigmar Gabriel, otoczona jest tajemnicą. O czym jednak mógł mówić, skoro 40 proc. niemieckiego zapotrzebowania na gaz zaspokaja Gazprom, a zysk ponad 6 tys. niemieckich firm działających w Rosji wynosi 40 mld. euro rocznie. Tylko nasz rząd twardo domaga się sankcji ekonomicznych. Biednym zawsze łatwo wydaje się pieniądze bogatych. Warto jednak przy okazji pamiętać, że różnica między potencjałami Rosji i Polski jest taka, jak między Londongradem, a Lądkiem Zdrojem. Na sankcjach nikt nie wychodzi dobrze, ale biedni wychodzą najgorzej, co zresztą już widać na szczeblu polskich hodowców świń, których Rosja nie chce kupować. Na szczeblu rządowym też zresztą premier Tusk, orędownik twardej linii, poniósł porażkę - sankcji nie ma, a pół umowy stowarzyszeniowej, to mniej niż oferowano Jakowiczowi.
Polskiej prawicy ciągle się zdaje, że puka do bram Kremla, ale w stosunkach z Rosją Polska nie potrzebuje Napoleonów, potrzebuje Wokulskich. Niestety mamy stałą superatę Napoleonów i ciągły deficyt Wokulskich.
Leszek Miller: Czujni, zwarci, gotowi
2014-03-11
17:52
Z dywizjonem rakietowym w tle Donald Tusk zapewniał, że pozuje do kamery pośród rakiet nie po to, by prężyć muskuły. Ot, w drodze do pracy w Warszawie wpadł na chwilę do nieodległej od Sopotu bazy, rzucić okiem, czy wszystko jest OK.