Leszek Miller

i

Autor: Andrzej Lange Leszek Miller

Leszek Miller: Bujanie w przestworzach

2017-03-01 3:00

Wyobraźmy sobie, że w Polsce wzorem amerykańskich Oscarów przyznawana jest nagroda za wybitne kreacje w konkurencji uczestnictwa w bezpłatnych lotach. Bezpłatnych, czyli na koszt podatnika, bo jak słusznie zauważył Milton Friedman, "nie ma darmowych obiadów".

Inaczej niż w Hollywood krąg nominowanych byłby ograniczony tylko do znanych i doświadczonych postaci oraz do wybranych kategorii, takich jak: reżyseria, aktorzy pierwszoplanowi, charakteryzacja, kostiumy, czy scenariusz. Na dodatkowe mocne punkty zwłaszcza za reżyserię i aktorstwo mogliby liczyć ci uczestnicy, którzy najbardziej przekonująco odegraliby udział w podróży prywatnej, symulując przelot służbowy.

Biorąc pod uwagę tak wyznaczone kryteria bez wątpienia główna nagroda należy się Bogdanowi Borusewiczowi. Marszałek Senatu aż 713 razy latał na trasie Warszawa - Gdańsk. Oznacza to, że pojawiał się na pokładzie samolotów średnio co trzy dni. Niebanalnym powodem wyjaśniającym niezwykłą ruchliwość pana marszałka jest pies, a właściwie konieczność jego doglądania. Zmuszało to senatora do częstych podróży w celu wyprowadzenia na spacer czworonoga. Uważam, że pies i koń należą do zwierząt, które najbardziej pomogły człowiekowi w jego rozwoju cywilizacyjnym, postępowanie parlamentarzysty uważam zatem za całkowicie zrozumiałe i godne naśladowania. W prawdziwym domu muszą być cztery łapy i ogon, cieszę się więc, że marszałek hołduje temu przekonaniu. Krzepiącą wiadomością jest również to, że w obecnej kadencji Borusewicz już 137 razy skorzystał z podniebnych przestworzy, co pokazuje, że skłonność do darmowych lotów nie jest chwilowym kaprysem, ale trwałym nawykiem.

Druga nagroda idzie w ręce Donalda Tuska. Tylko w 2011 roku szef rządu pokonał trasę Warszawa - Gdańsk i z powrotem 90 razy. W przeciwieństwie do chwytającego za serce przykładu z psem Borusewicza, w postępowaniu Tuska nie ma jednak nic porywającego. Ot, taka sobie rutyna rodzinnych wizyt w końcu tygodnia. Chociaż nad jednym przypadkiem trzeba się zatrzymać. Ciężko znosząc ciężar politycznych ataków, premier postanowił dodatkowo nabrać sił i poleciał na jogging. Opatulony szczelnie i chroniony od lutowego chłodu intensywnie biegał po obrzeżach familijnego Sopotu. Wprawdzie bieganie to nie ulubione haratanie w gałę, ale wiadomo, że w zdrowym ciele zdrowy duch, a ten nie nawiedza siedzących przed telewizorem.

Po piętach Borusewiczowi i Tuskowi depcze ostra konkurencja. Prezydent Duda w ciągu 7 miesięcy odbył już 23 loty rządowym embraerem do rodzinnego Krakowa, zaś premier Szydło, podróżując do domu wojskową CASĄ, zdążyła wylatać już około 1,7 miliona złotych. W pani premier widzę zresztą poważnego kandydata do zajęcia miejsca marszałka Borusewicza. Także z uwagi na potrzebne talenty, aby ukryć pod skrzydłami wojskowych samolotów prywatną potrzebę weekendowych podróży do domu.

Zobacz: Mirosław Skowron: Pogoń za Stonogą

Nasi Partnerzy polecają