Piechociński dwa dni publicznie prosił „Waldemara” o pozostanie na swych urzędach. Wyglądało to dosyć żałośnie, zwłaszcza na tle honorowo zachowującego się Pawlaka. W ogóle wypowiedzi Piechocińskiego są sprzeczne, często zaskakujące. Rzadko spotyka się polityka, który tuż po wielkim sukcesie zapowiada, że jego celem jest „pogodzić startych z młodymi” i odejść. Jak na program partii współrządzącej, to trochę mało. Poza tym takie deklaracje urastają do rangi znaków, które w całej partii interpretuje się na wszystkie sposoby, indywidualnie i w grupach.
Moje doświadczenie pozwala mi zapewnić kolegów z PSL, że rewolucji nie będzie. Janusz Piechociński jest dla premiera partnerem jeszcze nierozpoznanym. Na razie zaprezentował się tak sobie. Premier może sobie pomyśleć, że skoro tak zapiera się przed zastąpieniem Pawlaka w rządzie, to albo nie czuje się kompetentny, albo się boi, albo nie chce z premierem pracować. Jednak Piechociński w końcu przejmie rządową schedę po Pawlaku. Premier na „białe małżeństwo” z PSL nie pójdzie. Lider partii współrządzącej musi być w rządzie, bo, jak uczy historia, inne rozwiązania kończą się źle. To na skutek takich doświadczeń w polskiej polityce ukształtowała się zdrowa zasada, że lider wygranej partii zostaje premierem, a lider bądź liderzy partii koalicyjnych zostają wicepremierami. Poza tym współrządzenie, to także współodpowiedzialność. Nie będzie tak, że odpowiedzialna za wszystko będzie PO, a PSL pozostanie czysty, jak przed ślubem. Premier ma czas. 1 grudnia zbierają się nowe władze PSL, żeby wyłonić Naczelny Komitet Wykonawczy, czyli ciało decydujące o kierunkach polityki partii. Na razie Piechociński wygrał pierwsze starcie, ale przegrał drugie – jego kandydat na przewodniczącego NKW PSL, przepadł. Przewodniczącym został kojarzony z Pawlakiem, Jarosław Kalinowski. Premier więc poczeka, żeby ocenić realną siłę Piechocińskiego w partii. Nie będzie dążył do zerwania koalicji, bo to nie jest w jego interesie, ale dobrze wie, że walka o władzę PSL osłabi. Słabszy PSL tym bardziej zdany będzie na koalicję z PO.
Rolnikom jednak to zamieszenie nie wróży najlepiej. Pawlak przegrał, bo delegaci na Kongres przywieźli ze sobą do Warszawy chłopskie bóle. Ceny płodów rolnych są wysokie, ale tylko dla tych, którzy mają co sprzedać. Większość rolników padła ofiarą mrozów, a potem wiosennej suszy i teraz klepią biedę. Wieś ma pretensję do Pawlaka, że zajął się bez reszty gospodarką, a rolnictwo odpuścił. Rolnictwo to dziś symboliczne „taśmy PSL”, sute wynagrodzenia pracowników „Elewaru” i poczucie krzywdy, że sobie dają, o nas zapominają. Jakby tego było mało Pawlaka zastąpił ktoś, kto wspaniale zna się na drogach, kolejach i grzybach. Drogi i koleje interesują rolników o tyle, że powinny być blisko. A grzyby?… Na grzybach można co najwyżej zarobić na zupę, a i tak tylko w lecie. No i rok musi być grzybny.