Najbardziej byłem ciekaw Jacka Kuronia i Adama Michnika, którzy w moim środowisku byli mocno demonizowani. W czasie pierwszej przerwy zawarłem z nimi sympatyczną i jak się okazało długotrwałą znajomość. Nie miałem pojęcia, że po czterech latach minister Kuroń będzie wprowadzał mnie jako swojego następcę do ministerstwa pracy i polityki socjalnej. Uciąłem też sobie pogawędkę ze Zbigniewem Bujakiem, który ukończył to samo co ja Technikum Elektryczne w Żyrardowie. Szkolne wspomnienia towarzyszyły nam także przy kolejnych spotkaniach.
Obecna okrągła rocznica rozpoczęcia obrad przez strony: partyjno-rządową i solidarnościową przebiega w zapomnieniu. Pięć lat temu było inaczej. Prezydent Komorowski otworzył Pałac Prezydencki dla zwiedzających, którzy mogli zobaczyć oryginalny okrągły stół, wnętrza, w których trwały rozmowy oraz okolicznościową wystawę. Zorganizował też debatę z uczestnikami tamtych wydarzeń o ich znaczeniu z perspektywy ćwierćwiecza. Andrzej Duda nie poszedł tym śladem. Nic dziwnego. Należy on do tego obozu politycznego, który uważa Okrągły Stół za zmowę elit i niemalże za zdradę. Zwolennikom tego myślenia łatwiej przychodzi akceptacja wyborów czerwcowych tyle tylko, że bez 6 lutego nie byłoby 4 czerwca 1989. Nie byłoby prezydenta, Senatu i wielu innych instytucji, które stały się polską rzeczywistością.
Deprecjonowanie wydarzeń sprzed lat nie ma sensu zarówno z międzynarodowego jak i krajowego punktu widzenia. Jeśli Polska ma jakiś polityczny towar eksportowy to jest nim Okrągły Stół. Tak uznaje cały demokratyczny świat widząc w nim akt politycznej mądrości i największy od wieków sukces Polaków. W kontekście wewnętrznym zwłaszcza w obliczu naszej trudnej historii zaistniałe fakty są czymś zbawiennym i wyjątkowym. Tym razem okazaliśmy się mądrzy przed szkodą, a nie po szkodzie. To nigdy nie była polska specjalność, ale od 30 lat już jest.