"Super Express": - Panie pośle, czy ktoś z pana rodziny pracuje dzięki pańskiej protekcji w spółkach Skarbu Państwa?
Leszek Korzeniowski: - Wywodzę się z biznesu i nie mam potrzeby szukać zatrudnienia dla swojej rodziny. Cała jest rozproszona po firmach prywatnych i nikt nie pracuje w instytucjach o charakterze publicznym.
- Jak jednak mamy traktować słowa premiera o walce z nepotyzmem, skoro Michał Tusk pracuje na lotnisku i tym samym podlega ministrowi w rządzie swego ojca?
- Panie redaktorze, zastanówmy się odrobinę, gdzie mają pracować te dzieci polityków? Czy mogą w ogóle znaleźć jakieś spokojne miejsce pracy? To tak jakby w instytucjach publicznych zatrudniani byli ludzie zupełnie nieskazitelni.
- Premiera postawił w niezręcznej sytuacji również Daniel Kalemba. Miał odejść z Agencji Rynku Rolnego zaraz po tym, jak premier wyznaczył jego ojca na nowego ministra rolnictwa.
- Staszek powinien czuć się niezręcznie. To pierwszy falstart w jego wykonaniu. Przecież to on zapewniał Pawlaka bądź Tuska o tym, że jego syn zrezygnuje z tej pracy. Więc teraz piłka jest po jego stronie.
- Pana zdaniem to zły kandydat na ministra. Dlaczego?
- Znam Staszka od 11 lat. To niesamowicie przyzwoity, prawy i pracowity człowiek. Często widywany w kaplicy sejmowej. Ale za bardzo odstaje od współczesnych standardów i oczekiwań.
- W jakim sensie?
- Ktoś, kto prowadzi w Brukseli negocjacje w sprawie pieniędzy dla polskiej wsi, powinien być tam dobrze rozpoznawalny. Tak jak Marek Sawicki, który miał dobre kontakty z unijnym komisarzem ds. rolnych. Inną jego wadą jest brak znajomości języka obcego. Choć znam się dobrze na polskim rolnictwie, nigdy bym nie zgłosił swojej kandydatury, bo nie mówię biegle po angielsku.
- Sawicki miał pięć lat, by sobie te kontakty wyrobić. Na początku nie był rozpoznawalny.
- Nie sądzę. Zanim został ministrem, był wiceministrem rolnictwa i szefem komisji rolnictwa. Odbywał spotkania i już wtedy miał w środowisku brukselskim wielu znajomych. Staszek za to zawsze był osobą lekko zasiedziałą. To skuteczny działacz partyjny, o dużych wpływach, ale tylko lokalnie, w Wielkopolsce.
- Poza polityką unijną czeka go wiele wyzwań. Dziś mówi się głównie o potrzebie czystek w agencjach podległych resortowi rolnictwa.
- Powiem krótko - albo temu podoła, albo nie będzie ministrem. Premier już zapowiedział, że jeśli pod koniec roku będzie miał do niego poważne zastrzeżenia, to mu podziękuje. Myślę, że jeśli Staszek zastosuje te same standardy wobec swych kolegów co do siebie, to wyeliminuje wiele patologii.
Leszek Korzeniowski
Poseł PO, wiceszef komisji rolnictwa