"Super Express": - Czy pomysł premiera Tuska na ograniczenie władzy prezydenta to dobre rozwiązanie problemu władzy wykonawczej w Polsce?
Rafał Ziemkiewicz: - Istotnie, nasza konstytucja jest w tym punkcie niekonsekwentna. Należałoby się zdecydować na typ rządów kanclerskich albo prezydenckich. Uważam, że te drugie byłyby lepsze. Wybierając prezydenta w głosowaniu powszechnym, ludzie mają poczucie, że decydują o swoim kraju. System kanclerski jest mniej demokratyczny i mniej czytelny dla społeczeństwa. Przy obecnej ordynacji często głosujemy nie na zakreśloną przez nas osobę, lecz na partyjne szyldy. Potem partie się ze sobą dogadują, wybierają premiera, i ludziom trudniej identyfikować się z państwem. Taki system sprawdza się w dojrzałych demokracjach, ale nie u nas. System prezydencki jest też bardziej przejrzysty. Premier jest przecież uzależniony od sejmowych koalicji, a te często się zmieniają. Tak pozbawia się obywateli poczucia wpływu na bieg spraw publicznych.
- Dlaczego premier zaproponował te zmiany właśnie teraz, gdy wybory prezydenckie już za rok, a on sam jest najbardziej prawdopodobnym zwycięzcą?
- Ta propozycja nie ma na celu jakichś zmian w konstytucji. Służy za zasłonę dla rządu w obchody nieudanego dwulecia jego powstania. Premier może chcieć też zerwać przyklejoną mu etykietkę przyszłego prezydenta. Zresztą doskonale wie, że zmiany w konstytucji nie da się przeprowadzić tak szybko. Po pierwsze, niemożliwe, by PiS ją przyjął, a to jest konieczne do jej przegłosowania. Nie pozwoli też na to kalendarz zmian, który dokładnie określa ustawa konstytucyjna. Wynika z niego, że już dziś powinny ruszyć prace legislacyjne nad zmianą! Myślę, że premier chciał pokazać się od szlachetnej strony. Sondaże gwarantują mu prezydenturę, a on jest gotów ograniczyć kompetencje prezydenta dla dobra państwa.
Rafał Ziemkiewicz
Publicysta "Rzeczpospolitej"