Lepper przynajmniej wiedział o czym mówi

2009-07-11 4:00

Premier Tusk i minister Nowak nie są ekonomistami i powiedzmy, że się pomylili. Ale o tym, że sprawa zysku NBP nie leży w gestii prezesa czy zarządu, powinien wiedzieć minister finansów - spór rządu z Narodowym Bankiem Polskim specjalnie dla "Super Expressu" komentuje wybitny ekonomista Stanisław Gomułka.

"Super Express": - Rząd zamierza podratować budżet państwa zyskiem NBP. Jak pan ocenia tę zapowiedź?

Prof. Stanisław Gomułka: - Jestem nią skonsternowany. Podobnie jak byli prezesi NBP, Leszek Balcerowicz i Hanna Gronkiewicz-Waltz. Premier Tusk, minister Nowak, a nawet minister finansów Rostowski mówią, że już dziś wiedzą, jakie będą tegoroczne zyski NBP. Jakim cudem? Jesteśmy dopiero w połowie roku 2009. Najszybciej będzie je można oszacować wiosną 2010. Zewnętrzny audyt i ostateczny szacunek pozostaje zaś poza kontrolą prezesa NBP. I tu pojawia się druga konsternacja. Gdyż jeżeli zysk się pojawi, to jest on automatycznie transferowany do budżetu państwa w czerwcu.

- Czego zatem domaga się premier Tusk?

- Właśnie nie wiem. Sądząc po kwotach, o których mówi, może chodzić o rezerwę waloryzacyjną. Zysk NBP, o ile się pojawia, i tak ląduje w budżecie. Nie ma więc sensu naciskanie na prezesa Banku. Te reguły ustalone są przez ustawę o NBP i Radę Polityki Pieniężnej, zaś zasady liczenia zysku ustalone są zgodnie z zaleceniami Europejskiego Banku Centralnego. Premier Tusk i minister Nowak nie są ekonomistami i powiedzmy, że się pomylili. Ale o tym, że sprawa zysku NBP nie leży w gestii prezesa czy zarządu, powinien wiedzieć minister finansów.

- Powiedzmy, że chodzi o pomysł sięgnięcia do rezerwy waloryzacyjnej. Pojawiał się już przed laty.

- Tak, chciał tego minister Kołodko, a później Samoobrona. Ta rezerwa istnieje, gdyż zależność między NBP a budżetem państwa jest asymetryczna. Jeżeli złoty rośnie w siłę i maleje wartość rezerw walutowych NBP, to Bank wykazuje straty. Nie przelewa więc niczego, ale nie otrzymuje też niczego z budżetu. Kiedy wykazuje zysk, przelewa go na rzecz państwa. Rezerwa waloryzacyjna potrzebna jest właśnie jako zapas bezpieczeństwa na wypadek strat. Lepper sugerował kiedyś, żeby ją całkowicie przelać do budżetu. Nie chciał jednak obiecać, że kiedy złoty się umocni, to budżet wesprze NBP.

- Czyli Donald Tusk idzie drogą Leppera i szykuje skok na rezerwę waloryzacyjną?

- Być może o to chodzi. To nie zostało sprecyzowane. Może być tak, że premier Tusk i minister Nowak - nie mając wiedzy ekonomicznej - nie potrafili powiedzieć, czego chcą. I stąd nieporozumienie. W przeszłości pan Lepper jasno określił, że chodzi mu o rezerwę waloryzacyjną. Ale on przynajmniej wiedział, że ona istnieje i jak się nazywa! Przypuszczam, że rząd Platformy tym bardziej powinien odróżniać zysk od rezerwy. I powinien wiedzieć, że zysk wyznaczony dopiero w przyszłym roku będzie automatycznie przekazywany, więc nie ma się o co kłócić.

- Kiedyś politycy Platformy drwili z pomysłów Leppera. Dziś sami by je stosowali?

- Jeżeli o to by im chodziło, to sytuacja jest fatalna. Podkreślam jednak, że nie słyszałem żadnej wypowiedzi, w której rząd mówiłby o rezerwie waloryzacyjnej. Wartość zysku NBP będzie jednak raczej bliska zeru. Wspomniane 10 mld zł musi więc leżeć gdzie indziej.

- Może być tak, że PO planuje budżet jako narzędzie walki politycznej. Zaplanuje budżet z zawyżonym zyskiem NBP, a później, gdy pieniędzy zabraknie, podniesienie podatków okaże się konieczne. A winę zrzuci się na "złych": prezesa NBP Skrzypka i prezydenta.

- To pewna interpretacja polityczna. I nie chcę jej oceniać. Jak już mówiłem, planowanie wysokości zysku NBP za rok 2009 już teraz jest działalnością całkowicie bezsensowną. Minister finansów Rostowski dobrze wie, że nie może planować absurdalnie wysokich dochodów, a potem mówić, że to wina NBP, że zysku nie było. To byłby szczyt nieodpowiedzialności. Nawet Kołodko tego nie robił! Co więcej traktowanie tego przez premiera w kategoriach walki z prezydentem jest niewskazane. To narusza autorytet NBP i sugeruje, że prezydent ma tu jakieś możliwości. Otóż nie ma. Sytuacja byłaby inna, gdyby proponowano zmianę artykułu ustawy o NBP, który dotyczy liczenia zysku i pozwala przejąć całą rezerwę waloryzacyjną. Albo jej część. A to byłoby powieleniem przez Platformę propozycji Leppera. Szalenie nieodpowiedzialny pomysł w czasach, kiedy złotówka jest słaba i oczekujemy raczej jej wzmocnienia. NBP to nie jest twór polityczny, ale instytucja zaufania publicznego. Nie można przy niej majstrować, bo szybko może się to okazać bardzo szkodliwe dla państwa i gospodarki.