Lepper popełnił samobójstwo. CZARNECKI: Jestem totalnie zaskoczony. On nie poddawał się przeciwnościom losu

2011-08-06 15:20

Zaskakujące samobójstwo Andrzeja Leppera komentują jego byli współpracownicy i przyjaciele. Wypowiada się Ryszard Czarnecki: To nie był człowiek, który poddawał się przeciwnościom losu. Miał bardzo twardą skórę i to mu bardzo pomagało tak w polityce, jak i w życiu codziennym. Przecież życie go nie pieściło, zwłaszcza w latach 90.

"Super Express": - Był pan współpracownikiem i doradcą Andrzeja Leppera. Miał pan okazję poznać go bliżej niż wielu innych.

Ryszard Czarnecki: - I dlatego jestem totalnie zaskoczony informacją o jego samobójstwie. To nie był człowiek, który poddawał się przeciwnościom losu. Miał bardzo twardą skórę i to mu bardzo pomagało tak w polityce, jak i w życiu codziennym. Przecież życie go nie pieściło, zwłaszcza w latach 90. To go zahartowało i stanowiło o jego sile. Przecież nie było tak, że szedł w latach 90. od sukcesu do sukcesu. Był zresztą człowiekiem, który nigdy nie tracił nadziei. Także po tym, gdy znalazł się poza parlamentem, zawsze wierzył, że wróci do głównego nurtu polityki.

- Także w ostatnich miesiącach?

- Tak, nawet kilka dni temu dochodziły mnie z Samoobrony takie informacje, że chcą przekroczyć próg 3 proc., żeby móc uzyskać dofinansowanie na działalność z budżetu państwa. W marcu Andrzej Lepper wygrał apelację w procesie dotyczącym seksafery i mógł to w wymiarze politycznym wskazywać jako dowód swojej niewinności. Ta wygrana i wznowienie procesu raczej go do tego powrotu do polityki przybliżało niż oddalało. Liczył, że wróci, i co się mogło stać? Nie mam pojęcia. On nie podchodził do swoich niepowodzeń tak, że jakoś głęboko je przeżywał. Raczej szedł jak czołg, pokonując przeszkody.

- Kiedy pan z nim rozmawiał, sprawiał wrażenie, że może być czymś załamany? Może sugerowali to jego przyjaciele?

- Skąd, wprost przeciwnie. Pewne nadzieje wyrażane przez niego i jego współpracowników odnośnie polityki były wręcz nadmiernie optymistyczne. Współpracowałem z nim także w chwilach, w których był mocno atakowany przez polityków bądź media i nie załamywało go to. Reagował mądrze, zdając sobie sprawę, że każdy medal ma dwie strony. Czuł, że gdy ktoś jest mocno atakowany i zwalczany, to poszerza się grono przeciwników, ale zarazem także grono zwolenników i sympatia. Nie przerażało go to. Miałem nawet wrażenie, że stosuje tę amerykańską zasadę "źle czy dobrze, byle po nazwisku".

Ryszard Czarnecki

Europoseł PiS i były europoseł Samoobrony