Lech Wałęsa bez wątpienia nie jest postacią czarno-białą. On sam w kwestii swojej przeszłości wielokrotnie kluczył i często przedstawiał dość osobliwe wersje historii. Kiedyś na przykład mówił, że "Bolek" to była... maszyna. Tym razem jednak - w swoim chaotycznym stylu - napisał coś, co dla wielu osób może być przełomem. Szczególnie ciekawy jest fragment dotyczący jego perypetii z Czesławem Kiszczakiem. Jaka tam kryje się tajemnica? Informacje te mogą zmienić postrzeganie Lecha Wałęsy. Ciekawe, jak zareagują na nie tacy ludzie jak Sławomir Cenckiewicz i Jarosław Kaczyński. - Wtedy miałem na plecach armię zomowców pod bronią, MO, Wojsko, SB, armię sowiecką. Jak pokonać komunę? Nie wygubić Was, a na koniec z tych wrogów zrobić przyjaciół. Nierealne? Niemożliwe? I tego dokonałem! - pochwalił się były prezydent. - Niektórzy przeszkadzali, zakładali Solidarność Walczącą. Uwierzyli, że jestem agentem SB, że jestem zastraszony, szantażowany. Natomiast ja etapami, przez okrągły stół, potem zrzuciłem generała prezydenta, zajmując jego miejsce, w celu dobicia komuny. Potem nie pozwoliłem generałowi Kiszczakowi, wystawionemu na premiera, zostać premierem, a kiedy byłem internowany, przyjechał na rozmowy wicepremier Rakowski, kazałem go zrzucić ze schodów. Oficer pilnujący mnie przekazał dokładnie premierowi, za co stracił pracę na 6 miesięcy. Nazywał się Leszek Mazur, jeszcze żyje. To tylko tak trochę dla przypomnienia i aby nie zapomnieć - tłumaczył Lech Wałęsa.
ZOBACZ TAKŻE: Ola Kwaśniewska i jej mąż płakali! Córka byłego prezydenta w końcu ujawniła prawdę
W słowa legendarnego przywódcy "Solidarności" można wierzyć lub nie, ale na pewno nie da się obok nich przejść obojętnie. Na 100 procent znów wróci pytanie, czy Lech Wałęsa był zdrajcą i "Bolkiem", czy bohaterem.