Jak mówiła w czasie spotkania w Paryżu z dziennikarzami różnych mediów europejskich (w tym "Rzeczpospolitej"): - Sądzę, że możemy współpracować w wielu punktach. Jeśli jutro będę prezydentem, podejmę debatę z panem Orbanem nad tym, co wydaje nam się w Unii niedopuszczalne, co jest nie do tolerowania w dzisiejszym sposobie działania UE. Taką samą ofertę złożę panu Kaczyńskiemu. Z pewnością nie będziemy we wszystkim zgodni. Ale przecież po to każdy kraj jest wolny i suwerenny, aby bronić własnych interesów. Ponadto, według kandydatki, pomocą w rozmontowaniu UE może też być premier Wielkiej Brytanii Theresa May.
Jak mówiła Le Pen, istnieją przynajmniej dwa punkty, gdzie może na początek porozumieć się z polskim rządem. Pierwszy to spór z Brukselą o Trybunał Konstytucyjny, gdzie według niej: - Krytykę, którą formułuje się wobec Polski, trudno nie uznać za ingerencję polityczną w wewnętrzne sprawy kraju. Drugim wspólnym punktem jest wstrzymanie podziału uchodźców między kraje Unii, czemu sprzeciwia się Polska, ale też inne kraje Grupy Wyszehradzkiej. Jak argumentowała liderka Frontu Narodowego: - Unia chce sankcji wobec krajów, które nie zaakceptowały uchodźców, ich rozdziału (między państwa UE -red.). Pada nawet kwota 250 tys. euro za każdego imigranta. To jest szaleństwo, to musi się skończyć.
Rzeczniczka PiS, Beata Mazurek, szybko odniosła się do tych słów na swoim TT, pisząc:
PiS niee jest zainteresowane demontażem UE @MLP_officiel
— Beata Mazurek (@beatamk) 13 marca 2017
Co więcej, inna z polskich dziennikarek obecnych na spotkaniu zarzuciła "Rzeczpospolitej" złe przetłumaczenie słów Le Pen, która nie miała mówić o żadnym "demontażu:
@cszymanek @rzeczpospolita manipulacja, byłam na tym spotkaniu, mówiła o współpracy tam gdzie będą wspólne interesy, a nie o demontażu Unii
— Aleksandra Rybinska (@ARybinska) 12 marca 2017
Zobacz także: PiS pomógł w wyborze Tuska?