Aleksander Kwaśniewski

i

Autor: Marcin Wziontek/SUPER EXPRESS Aleksander Kwaśniewski

Ciekawostki i fakty

"Kwaśniewski nie nadawał się do kariery w PZPR". Kulisy kariery byłego prezydenta

2024-12-07 5:21

Polityczna droga Aleksandra Kwaśniewskiego to jedna z najbardziej błyskotliwych i oszałamiających karier w PRL i III RP. O jej kulisach opowiada „Super Expressowi” Michał Sutowski, autor wydanego właśnie pierwszego tomu książki „Aleksander Kwaśniewski. Biografia Polityczna”

Ekspresowa kariera w PRL

„Super Express”: - PRL-owska część biografii politycznej Aleksandra Kwaśniewskiego była typowa dla członków ówczesnych elit?

Michał Sutowski: - Bardzo nietypowa, z kilku powodów. Pierwszy to imponujące tempo. 27-letni redaktor naczelny tygodnika „itd.”, to już był ewenement. Pół żartem, a pół serio Aleksander Kwaśniewski mówił, że ten awans – na szefa gazety oficjalnego ruchu studenckiego, SZSP – paradoksalnie umożliwiła mu Solidarność. Rewolucja sierpnia ‘80 wstrząsnęła Polską tak bardzo, że nawet „systemowe” gazety stały się bardziej otwarte na młodych. Potem, gdy zrobili go naczelnym „Sztandaru Młodych”, konkurowali o to stanowisko ludzie o dekadę starsi – w końcu to był dziennik o dużym nakładzie. A stamtąd już trafił do rządu. Kwaśniewski został najmłodszym ministrem w historii PRL tuż przed 31 urodzinami. Zaledwie 3 lata później był de facto wicepremierem w rządzie Rakowskiego. Ale tempo awansów to jedna rzecz, druga to niestereotypowe… pochodzenie klasowe.

- Co w nim wyjątkowego?

- Potocznie uważa się, że elitę władzy PRL zasilały dzieci z rodzin chłopów małorolnych czy robotników, ewentualnie przedwojennych komunistów. Po drodze awanse w jakiejś fabryce, szkoła partyjna, a potem kolejne szczeble hierarchii – aż do Komitetu Centralnego i Biura Politycznego.

Kwaśniewski nie był dzieckiem awansu społecznego

- Nomenklatura miała się rekrutować z awansu społecznego.

- W latach 40., 50. często tak było, ale później coraz rzadziej. Kwaśniewski jest synem lekarza, a to przecież zawód elitarny w każdej epoce i w każdym ustroju. On robił więc karierę „protomieszczańską”, przez wykształcenie szkolne, ale też dzięki oczytaniu, obyciu i ogładzie, które wyniósł z domu. Umiał mówić nawet o książkach, których nie doczytał, nie bał się mówić w językach obcych...

- A do tego liznął zagranicy w czasach, kiedy wyjazdy z Polski nie były tak powszechne.

- Tak, w latach 60. jako dziecko jeździł po krajach bloku wschodniego z rodzicami – to nie było wtedy częste. Na Zachód zaczął wyjeżdżać po I roku studiów – wtedy już, za Gierka, łatwiej było dostać paszport, ale mało którego studenta było stać na to, żeby wyjechać za granicę, zwłaszcza do RFN czy Anglii, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych. Kwaśniewski, poza tym, że stać go było na kawę z koleżankami w sopockim „Grand Hotelu”, zaczął zwiedzać świat. I to przede wszystkim dzięki wsparciu rodziców – finansowemu, ale też ich kontaktom towarzyskim. Oraz swojej organizacji studenckiej, rzecz jasna.

- A nie dzięki partii?

- Jest taki stereotyp, że to był PZPR-owski karierowicz. Owszem, wstąpił do partii na IV roku studiów, ale głównie po to, żeby mieć święty spokój w ruchu studenckim. Kwaśniewski w samej partii nigdy nie wszedł do tzw. aparatu, nie był w żadnym Komitecie Wojewódzkim, o Centralnym nie mówiąc.

Kariera przez ruch studencki przygotowała go do polityki III RP

- No właśnie, piszesz, że ruch studencki a nie partia była wehikułem jego kariery. Co to zmieniało?

- To była droga częściej wybierana przez dzieci raczej z inteligenckich domów, choć niekoniecznie partyjnych: po dobrych uczelniach, bywające na Zachodzie, znające nieźle języki. Tacy działacze nie wierzyli w komunizm jako ideologię. Oczywiście, to nie byli żadni buntownicy, wręcz przeciwnie, ale robili kariery raczej przez uczelnie i ruch studencki, czasem w dziennikarstwie, a potem, jak już docierali bliżej centrum władzy, to raczej przez administrację rządową niż przez PZPR. Kwaśniewski szedł niejako równoległą ścieżką do tej partyjnej.

- Którą podążał choćby Leszek Miller...

- Tak. On, jako dziecko robotnicy z Żyrardowa, reprezentował bardziej tradycyjny model PRL-owskiej kariery: zawodówka, wojsko, technikum, działalność w fabryce, komitecie zakładowym partii, potem szkoła partyjna, i wreszcie coraz wyższe funkcje w aparacie. Tymczasem Kwaśniewski z racji swoich, nazwijmy to, kapitałów, które wyniósł z domu, nie do końca się do takiej kariery nadawał. Do kariery partyjnej potrzebne były inne zasoby i umiejętności: obok mocnej głowy, także zdolność podczepienia się pod jakiegoś patrona, dobra orientacja w grach frakcyjnych, odnajdywanie się w ścisłej hierarchii. Ruch studencki był bardziej otwarty na dyskusje, przychylny kontaktom z Zachodem i bardziej pragmatyczny, choć ludzie i z opozycji, i z młodzieżówki partyjnej powiedzieliby pewnie, że często po prostu bezideowy.

- Co było w nim takiego, czego nauczył się nie tylko Kwaśniewski, ale także wielu działaczy, którzy potem w III RP zrobiło oszałamiające kariery?

- Ruch studencki, czyli SZSP w odróżnieniu od młodzieżówki partyjnej – ZSMP, był, wbrew pozorom, dość demokratyczny, jeśli chodzi o ścieżki awansu. By np. z Rady Wydziałowej trafić do Rady Uczelnianej, trzeba było zostać wybranym przez kolegów i koleżanki. Trzeba więc było zabiegać o poparcie, zawierać sojusze, koalicje, umieć się układać za kulisami, przemawiać, ale i rozmawiać. Dać się lubić, po prostu. To mimo wszystko bardziej przypomina demokratyczną politykę partyjną dziś – taką realną, a nie z podręcznika – niż politykę kadrową PZPR, gdzie awans dokonywał się przez kooptację. Towarzysze na górze musieli kogoś dostrzec i wciągnąć w swe szeregi, względnie czyjś patron awansował i ciągnął młodszego w górę za sobą.

Nie wierzył w komunizm, ale w modernizację

- Na ile Aleksander Kwaśniewski utożsamiał z oficjalną ideologią PRL, w którym robił tak błyskotliwą karierę?

- Nie licząc młodzieńczych sporów z ojcem przy stole, to nigdy. Kwaśniewski wchodził w dorosłość w momencie, kiedy ideologia komunistyczna była już martwa i praktycznie nikt w nią nie wierzył – choć konformistyczny rytuał, te wszystkie pochody 1-majowe, oczywiście podtrzymywano. Kiedy on w 1973 roku jedzie na studia do Trójmiasta, panuje raczej ideologia modernizacyjna. Partia głosi hasło: „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, a wiele Polek i Polaków rzeczywiście wierzy, że poziom życia będzie rósł: wakacje spędzać będziemy w Bułgarii, pojedziemy na nie swoim maluchem, a po kilku latach pracy dostaniemy M-3 w bloku. Układ Warszawski i ZSRR traktowano jako obiektywne środowisko, w którym Polska istnieje i na który nie ma za bardzo wpływu – ale też jest nadzieja na jakieś odprężenie z Zachodem, szerzej otwarte granice, itp. Inaczej mówiąc, Kwaśniewski wchodzi w optymistycznym momencie dla PRL i z taką Polską Ludową się identyfikował. Zarazem na samym początku studiów coś ważnego o tamtej rzeczywistości zrozumiał.

- Co masz na myśli?

- Jeszcze na I roku ze starszymi kolegami chciał zorganizować na uczelni spotkanie z niepokornym, ale jednak legalnym publicystą, jakim był wówczas Stefan Kisielewski. Zaprosili go, rozwiesili plakaty, a wtedy towarzysze z władz uczelni i ruchu studenckiego poinformowali Kwaśniewskiego, że to spotkanie się nie odbędzie – bo nie. Trochę próbował się stawiać, trochę przekonywać, ale na marne. Wyleciał za to nawet z jednej z organizacji, tzw. Stowarzyszenia Przyjaciół ONZ, a do spotkania oczywiście nie doszło. I chyba wtedy uznał, że nie będzie się kopał z koniem. Choć inni uczestnicy tamtej sytuacji wyciągnęli inne wnioski – i zamiast działać w systemie, związali się z rodzącą się opozycją demokratyczną, konkretnie Ruchem Młodej Polski.

Na zdjęciu poniżej Aleksander Kwaśniewski w towarzystwie Mieczysława Rakowskiego i Leszka Millera na zjeździe likwidującym PZPR i powołującym SdRP (DALSZA CZĘŚĆ WYWIADU POD ZDJĘCIEM)

XI Zjazd PZPR

i

Autor: Damazy Kwiatkowski/PAP

Potrafił przeczekać dziejowe zawieruchy

- Mam wrażenie, że w latach 80. stał się jak Józef Oleksy z dowcipu o podróży taksówką. Kiedy kierowca zapytał, dokąd go zawieść, Oleksy odpowiedział: „gdziekolwiek, bo wszędzie mnie potrzebują”. Kwaśniewskiego też wtedy wszędzie potrzebowali, a on świetnie to zapotrzebowanie wykorzystywał.

- Tak, a jednocześnie potrafił znaleźć bezpieczne nisze i przeczekiwać. Kiedy na przykład sytuacja w ruchu studenckim w 1981 roku robiła się napięta, bo SZSP tracił członków na rzecz opozycyjnego NZS, a do tego pogłębiała się polaryzacja między Solidarnością a władzą, Kwaśniewski przeszedł do wspomnianego już „itd”. To awans, ale też zejście z politycznej linii ognia. Potem okazało się, że on już w tym tygodniku potrafi, także dzięki świetnym współpracownikom, „wybierać przyszłość”. Oczywiście, pismo broni stanu wojennego, ale też domaga się merytokracji, broni interesów ekonomicznych studentów i absolwentów, promuje informatykę, przybliża nowe teorie z Zachodu, np. Alvina Tofflera. To tak naprawdę agenda „kryptoliberalna”: krytykują absurdy gospodarki nakazowo-rozdzielczej, promują wynalazczość – dziś powiedzielibyśmy „innowacyjność”, domagają się zróżnicowania płac w gospodarce w zależności od wykształcenia, talentu, fachowości.

- Jak tłumaczysz w książce, budowało to markę Kwaśniewskiego w nomenklaturze.

- Dokładnie, jako naczelny kolejno dwóch gazet zbudował wizerunek reformatora, człowieka z otwartą głową, który z jednej strony jest lojalny wobec systemu, ale w zaufanym gronie potrafi w sposób krytyczny i jednocześnie trafny diagnozować różne problemy. On wtedy już ma dużo kontaktów z różnymi ekspertami, intelektualistami, ale przede wszystkim „technokratami”, bliżej uczelni i administracji niż aparatu partyjnego. Koleguje się z Mieczysławem Rakowskim. W drugiej połowie lat 80. to wszystko okaże się świetnym zapleczem do awansu naprawdę wysoko.

- Co go wtedy niosło?

- Poza własnymi talentami, niewątpliwie desperacja Jaruzelskiego i jego ekipy: społeczeństwo, zwłaszcza młodzież, ich nie cierpi, a gospodarka nijak nie chce wyjść z kryzysu. To otwierało szanse nowym ludziom. O ile jednak w 1985 roku Kwaśniewski wchodzi do rządu raczej jako jego sympatyczna twarz – bo młody i wygadany – to z czasem, jako człowiek od sportu i młodzieży, zarządza już poważnymi pieniędzmi. Zostaje prezesem PKOL, poznaje sportowców i artystów – w Tokio opijają z Grzegorzem Ciechowskim narodziny dziecka lidera „Republiki”. A u schyłku systemu, jako protegowany Rakowskiego, ogarnia w jego rządzie wszystko poza gospodarką.

Przy okrągłym stole awansował do politycznej I ligi

- A stąd już prosta droga do uczestnictwa w obradach Okrągłego Stołu?

- I to właśnie tam wchodzi do I ligi politycznej. W Magdalence, bez konsultacji z szefostwem proponuje Solidarności wolne wybory do Senatu w zamian za prezydenturę dla Jaruzelskiego, a generał po fakcie ten pomysł zatwierdza. Wtedy rośnie w oczach starszych kolegów z partii, a równocześnie zaprzyjaźnia się z ludźmi z drugiej strony: Adamem Michnikiem czy Jackiem Kuroniem. W lutym 1989 był jeszcze „tym fajnym ministrem” – w kwietniu jest współarchitektem porozumienia władzy z opozycją.

- Szybko jednak musiał przełknąć gorzką pigułkę...

- Tak, czerwcowe wybory do Senatu – jedyne, które przegrał. Trochę na własne życzenie, bo jak wielu młodych w partii, np. Leszek Miller, uznał, że sprawdzi się w otwartej walce wyborczej z Solidarnością, a nie pójdzie na łatwiznę i wystartuje z puli gwarantowanych miejsc PZPR do Sejmu. Ale to były wybory, w których – jak sam potem powie – nawet krowa by weszła do parlamentu, gdyby się sfotografowała z Wałęsą. A on tego zdjęcia mieć nie mógł...

Wybory przegrał raz – mimo wsparcia Szewińskiej i Sierockiego

- Ale jego ówczesna – prowadzona z ogromnym rozmachem - kampania była zapowiedzią udanego marszu po prezydenturę. To nie był zblazowany kandydat umierającej partii.

- To prawda, w schyłkowym PRL zrobił kampanię „po amerykańsku”: do Koszalina zawiózł kilkoro olimpijczyków, z legendarną Ireną Szewińską na czele, a na festynach jego konferansjerem był Marek Sierocki. Nie gadał jak leśny dziadek z Gwardii Ludowej, tylko błyskotliwa przyszłość narodu. Miał 101. wynik w Polsce, niemniej w Senacie miejsc było 100.

- Nie było go co prawda w Sejmie kontraktowym, ale robił wszystko, żeby rozwiązać PZPR i iść do przodu pod nowym socjaldemokratycznym szyldem. I znów okazało się, że jest jedyną osobą, która może w tej nowej formacji wziąć władzę, bo z jego wizerunkiem była nadzieja, że nikt komunistów nie powiesi na latarniach.

- To, że młodzi z Kwaśniewskim na czele wezmą w partii władzę, nie było wcale oczywiste. Do szefowania pretendował zwłaszcza jego mentor, Mieczysław Rakowski, ale też znany partyjny „liberał” Tadeusz Fiszbach, który chciał się odciąć twardo od dziedzictwa PZPR i założyć coś zupełnie nowego. Rakowski jednak myślał anachronicznie: chciał przepisać półtora miliona członków PZPR do nowej partii, bo uważał, że tylko taka masa przetrwa napór sił obozu solidarnościowego; pryncypialny Fiszbach dostał z kolei poparcie od Wałęsy, jako ten „dobry komuch”: i to go pogrzebało politycznie. Za to Kwaśniewski z kolegami poszli środkiem: nie chcieli się wyzbywać całego majątku partii, ale rozumieli, że milion szeregowych członków starej partii to raczej balast w nowej Polsce. W końcu delegaci na zjazd w styczniu 1990 uznali, że Kwaśniewski to optymalne rozwiązanie: umie gadać z Solidarnością, rozumie współczesny świat, ale też nie wyrzuci ich biografii na śmietnik historii. Kwaśniewski miał jednak zasadniczy problem.

- Jaki?

- W tej nowej partii, choć z 1,5 miliona zostało kilka tysięcy członków, dalej dominowali działacze aparatu, choć raczej młodsi. Z nimi świetny kontakt miał Miller, Kwaśniewski był tam słabo osadzony. Dlatego wprowadził do kierownictwa kilkadziesiąt osób bliższych sobie ideowo, raczej liberalnych, częściej z uczelni i prasy niż zakładów pracy i komitetów partyjnych. W ten sposób dwa skrzydła się równoważyły i uzupełniały. Dzięki temu SdRP odnalazła się w nowym systemie, już w roku 1993 w ramach koalicji wyborczej SLD wróciła do władzy, a 2 lata później jej lider został prezydentem RP. A przecież na początku 1990 roku Rakowski, gdy wznosił toast za młodszych kolegów powiedział, że może za 15 lat lewica stanie na nogi. Mieli dużo szczęścia i dobrą koniunkturę, ale to też trzeba umieć wykorzystać – Kwaśniewski potrafił to jak mało kto w historii Polski.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Aleksander Kwaśniewski. Biografia polityczna. Tom I 1954-1995

i

Autor: Wydawnictwo Krytyki Politycznej