Jacek Kurski powraca do polityki. Były prezes TVP kandyduje do Parlamentu Europejskiego. Zajął drugie miejsce na mazowieckiej liście PiS. We wtorek, 28 maja, był jednym z gości "Wieczornego Expressu". Prowadzący program, Jacek Prusinowski, zapytał Kurskiego, ile dokładnie zarobił podczas swojej pracy w USA. – 236 tys. dolarów rocznie zarabiał każdy człowiek, który tam jest wydelegowany z jakiegokolwiek kraju, nie ma w tym żadnej tajemnicy. Po różnych odliczeniach na fundusze emerytalne i ubezpieczenie itd. na rękę wychodziło około 14 tys. dolarów – oznajmił Kurski i zapewniał, że pieniądze wydawał w całości. – Wydawałem dokładnie tyle, czyli 14 tys. miesięcznie – a szczególnie moja ukochana żona, którą serdecznie pozdrawiam! Nic nie zostawało w portfelu. Nie przywiozłem nawet dolara ze Stanów Zjednoczonych. Pewnie jakieś 100 dolarów w kieszeni może miałem... – stwierdził.
Były prezes TVP był też pytany m.in. o charakter TVP za czasów jego prezesury. – Działałem na rzecz dobra publicznego. Jednym z elementów i konstruktywnych składników dobra publicznego jest pluralizm – wyjaśniał Kurski. Podkreślił, że prowadzona przez niego telewizja dawała ten pluralizm. Jak zaznaczył, dzięki temu dwa duże obozy, które są dziś w Polsce, „miały swoje media”.
– W większym stopniu telewizja Polska pod moim zarządem docierała do tego elektoratu konserwatywnego, tradycyjnego, a elektorat liberalno-lewicowy miał potężne media – w sensie procentowym prawdopodobnie silniejsze niż Telewizja Polska, TVN i w dużej części Polsat oraz inne elektroniczne media. W związku z czym i tak była przewaga drugiej strony, dzięki temu, że była Telewizja Polska w rękach ludzi rozumiejących ten kontekst pluralizmu – takich jak ja – była względna równowaga. Dzisiaj ma pan zamordyzm – powiedział w „SE” Jacek Kurski.