O samolotach, którymi dysponują nasze władze, krążą bardzo złośliwe anegdoty. Na przykład taka, że po starcie takiej maszyny na pas startowy wjeżdża specjalna ekipa sprzątająca, żeby zamieść parę kilogramów śrubek, które po polskim samolocie zostały. Albo mniej śmieszna, że funkcjonariusze BOR, wylatujący na przykład z premierem, przed wylotem żegnają się ze swoimi żonami na wszelki wypadek na zawsze.
Czarny humor często przykrywa prawdziwy strach. A jest się czego bać. Historia awarii naszych wysłużonych samolotów jest długa. Kilka dni temu posłuszeństwa odmówiła maszyna pożyczona ratownikom w wylocie na Haiti. Teraz prezydent dużego europejskiego państwa będzie uchodził za biedaka wśród wielkich tego świata, bo władze nie chcą, a może boją się podjąć konieczną decyzję zakupu samolotów. Lepiej to zrobić jak najszybciej. Oszczędzimy sobie co najmniej wstydu, a może i tragedii.