Kto umierałby za Palikota?

2009-11-26 3:00

Janusz Palikot jest niezawodnym komentatorem. Wczorajsza "Rzeczpospolita" doniosła o możliwym konflikcie interesów w Platformie Obywatelskiej. Doradca premiera Donalda Tuska od kreowania wizerunku Maciej Grabowski miał być także doradcą sieci kasyn, które z natury rzeczy zainteresowane są korzystną dla siebie ustawą.

Sam Grabowski tłumaczył, że kasynom owszem doradzał, ale ma prywatną firmę, więc może. Poza tym stwierdził, że nie lobbował u członków rządu dla kogokolwiek. Tłumaczenie jak tłumaczenie. Wszystko zależy od punktu wyjścia, czyli od tego, czy na początku wierzy się panu Grabowskiemu, czy nie. O skomentowanie sprawy poproszono natomiast słynącego z finezyjnego języka Janusza Palikota. Delikatnie odciął się, a może nawet subtelnie odrąbał od Grabowskiego, stwierdzając, że "Grabowski nie jest kluczową postacią w Platformie, więc nikt nie będzie za niego umierał".

Problem w tym, że po paru godzinach od tej wypowiedzi Radio RMF podało, że szef kampanii Janusza Palikota może usłyszeć zarzuty dotyczące niezgodnego z prawem finansowania ostatniej kampanii do parlamentu. Sprawa pieniędzy, które wpływały na konto bogatego posła od emerytów i studentów, budziła olbrzymie zainteresowanie. Biedni ludzie płacili na bogatego po kilkanaście tysięcy złotych. Jedni widzieli w tym oczywisty przekręt, inni nie. Wszystko zależy od punktu wyjścia. Gdyby jednak ktoś jakimś cudem postawił Palikotowi zarzuty, to nasz złotousty poseł ma na tę okazję gotowy bon mot: "Palikot nie jest kluczową postacią w Platformie, więc nikt nie będzie za niego umierał".