Łukasz Warzecha o cyberatakach! „Czyjaś brudna gra” - tak zatytułowany jest najnowszy felieton publicysty na temat ostatnich ataków. Nie ma dnia, by po Twitterze nie krążyły kolejne ujawnione na komunikatorze „Telegram” maile, które mają rzekomo pochodzić ze skrzynki mailowej Michała Dworczyka. Czy maile są prawdziwe? I kto stoi za wyciekiem? Zobaczcie, co w tej kwestii ma do powiedzenia Łukasz Warzecha.
Czyjaś brudna gra
W sprawie wycieku mejli ludzi władzy ktoś z nami niewątpliwie pogrywa. Ale kto – tego na sto procent nie wiadomo. Sytuacja, która zaczęła się od ministra Michała Dworczyka i którą ten najpierw próbował zbyć niewiele wyjaśniającym oświadczeniem, okazuje się poważniejsza niż sądziliśmy – choć szczęśliwie nie wyciekły, przynajmniej na razie, informacje niejawne. Kto jednak wie, czy się tak nie stanie, skoro ludzie z obozu władzy, szczególnie ci bliscy Mateuszowi Morawieckiemu, wykazali się niebywałą niefrasobliwością.
Najwyraźniej wielu z nich korzystało z komercyjnych poczt, nie stosując nawet dwuskładnikowego uwierzytelniania (to wiemy z oświadczenia Wirtualnej Polski w sprawie min. Dworczyka). I nawet jeżeli w tych skrzynkach były tylko żenujące momentami, ale nie tajne przecież wiadomości odsłaniające kulisy działania rządu, to i tak jest to zatrważająca lekkomyślność. Najważniejsi przedstawiciele władzy powinni wszyscy przechodzić szkolenia z cyberbezpieczeństwa i wszyscy powinni być wyposażeni w urządzenia, zapewniające bezpieczną, szyfrowaną komunikację. Żeby jednak tak się stało, musiałoby istnieć zaufanie pomiędzy służbami specjalnymi a resztą aparatu. Tu tego zaufania najwyraźniej nie ma, a może i nie ma możliwości technologicznych.
Ktoś z tego skorzystał. Kanał, gdzie publikowane są kolejne informacje, czyli rosyjski Telegram – podobno najniebezpieczniejszy i najbardziej zinfiltrowany komunikator świata – sugeruje oczywiście Rosjan. I jest to hipoteza bardzo prawdopodobna. Rosjanie grali przez lata katastrofą smoleńską, napuszczając na siebie bardzo skutecznie szarpiące się za łby armie politycznych zaprzysięgłych wrogów w Polsce. Teraz mogą zacząć grać poufnymi wiadomościami władzy.
Ale czy to na pewno Rosjanie? Wszak na razie przynajmniej ujawniane wiadomości dotyczą tylko jednej części politycznego środowiska PiS – tej najbliższej Mateuszowi Morawieckiemu. Mieliśmy już wiele zastanawiających i zaskakujących przecieków, dotyczących premiera, za którymi akurat Rosjanie raczej nie stali.
I jeszcze jedna kwestia: ujawniana polityczna kuchnia – której nikt jak na razie nie dementuje, więc chyba można założyć, że jest prawdziwa – wygląda mało przyjemnie. Polityczna kuchnia nigdy zresztą przyjemna nie jest. Czy to jednak powód, aby nie wyciągać z tego żadnych wniosków i nie oceniać na tej podstawie polityków obozu władzy?