Ulubiony duchowny liberałów, jak bywa nazywany ks. Sowa, spotkał się w lutym 2014 roku w słynnej restauracji między innymi z rzecznikiem rządu PO-PSL Pawłem Grasiem (53 l.) oraz biznesmenem Jerzym Mazgajem (58 l.). Przedsiębiorca skarżył się współbiesiadnikom na tekst w "Gazecie Polskiej" o jego podróży do Azerbejdżanu sugerujący, że może mieć korzenie w PRL. - Jurek, nie polemizować, zniszczyć, naprawdę - poradził mu na to kapłan. W całej rozmowie nie stronił od przekleństw. Politycy PiS nie kryją oburzenia. - To jest historia upadłego księdza Kazimierza "zniszczyć, nie polemizować" Sowy. Nie przypuszczałam, że w sutannie może taki gangster chodzić. Być może ostro go nazywam, lecz z pewnością adekwatnie - mówi nam prof. Krystyna Pawłowicz (65 l.). - Jestem zszokowana, lecz nie zaskoczona, bo sposób, w jaki występuje ks. Sowa w lewicowych mediach, świadczył o tym, że on wcale nie jest księdzem z powołania, ale PO-wskim spiskowcem III RP. Mówi takim samym językiem jak politycy gangsterzy, znani z kompromitujących taśm. Widać, że był do nich dostosowany stylem - dodaje posłanka.
Z kolei politycy PO nie widzą skandalu. - PiS starymi zgranymi kartami próbuje przykryć fakt, że koleżanka premier Szydło zostanie członkiem zarządu PZU z pensją 90 tys. zł za miesiąc - uważa Cezary Tomczyk (33 l.). Co na to sam kapłan? - Generalnie różne rzeczy się komentuje, kiedy spotyka się ze znajomymi. (.) "Gazeta Polska" ani mi brat, ani swat. Nie uważam, że to medium, od którego zależą losy kraju - mówił w rozmowie z portalem Wirtualna Polska i tłumaczył się emocjami.
Zobacz: Taśmy ks. Sowy. Najwulgarniejsze odzywki księdza Sowy