"Super Express": - Pańskie wspólne zdjęcia z księdzem Henrykiem Jankowskim przed kościołem św. Brygidy to jedne z najczęściej publikowanych fotografii z Gdańska lat 80.
Lech Wałęsa: - Od 1980 do 1989 r. ksiądz prałat Jankowski był niezastąpiony na wielu polach naszej walki. Przyjmowaliśmy wraz z nim wielu ludzi z całego świata: prezydentów, premierów, ministrów. Musieliśmy prowadzić działalność charytatywną, opiekować się naprawdę wieloma ludźmi, leczyć ludzi i całe rodziny dotknięte represjami władz PRL. Ksiądz Jankowski był we wszystkich tych sprawach niezastąpiony. Starałem się znaleźć kogoś, kto mógłby go nieco zluzować. Widziałem, że spada na niego zbyt wiele.
I chcę podkreślić, że pomimo wielu starań nie znalazłem nikogo, komu wychodziłoby to tak świetnie jak jemu. W ostatnich latach słyszało się różne opowieści o jego przeszłości - a niech sobie o tym opowiadają. Świetnie wiedzieliśmy, że kręcą się wokół niego agenci bezpieki, że na plebanii jest podsłuch. Ale także to potrafiliśmy wykorzystać. Ksiądz Jankowski odgrywał w latach walki i opozycji olbrzymią rolę. Nie wiem, czy komunizm upadłby tak szybko, czy doszlibyśmy do takiej Polski, jaką dziś mamy bez jego zaangażowania.
- Zaczął pan wspomnienia od wyznaczenia dat - do 1989 roku.
- Polacy łatwo przyzwyczajają się do takiej wizji, że ludzie walki szli razem, solidarnie, byli tak wielkimi przyjaciółmi. To taki ładny obrazek. Tyle że razem mieliśmy wywalczyć wolność, ale także pluralizm poglądów i zdań. Po 1989 roku każdy z nas realizował swoją wizję Polski.
Ksiądz prałat miał swoje zdanie, ja miałem swoje. I bardzo dobrze. To było naturalne i nie powinniśmy mieć z tym żadnego problemu. Po 1989 roku trudno zresztą byłoby o wspólną drogę. Kościół i Polacy przez lata tworzyli taką symbiozę. Kiedy naród nie mógł, wiele ról przejmowali księża. Kiedy przychodzi wolność, Kościół powinien jednak wrócić na swoje miejsce. Choć zdarzy się, że jakiś ksiądz zagapi się i zostanie chwilę dłużej w dołku startowym.
- Postać prałata Jankowskiego budziła też kontrowersje...
- Od razu zaznaczę, że nie chcę zagłębiać się w te kontrowersje. Od dłuższego czasu przykleiła się do niego choroba. Cukrzyca ma swoją specyfikę i powodowała wiele rzeczy. Bywał nieprecyzyjny, szybko się irytował, denerwował. Dziennikarze i wielu ludzi nie rozumieli, że choruje, że jest w trudnej sytuacji. I wyciągali mu w tej niewiedzy takie czy inne zachowania wynikające z choroby, a nie z głębszej refleksji czy poglądów.
Lech Wałęsa
Prezydent Polski w latach 1990-1995, pierwszy przewodniczący Solidarności w latach 1980-90