"Super Express": - Co ksiądz sobie myśli, słuchając księdza Sowy?
Ks. Jacek Stryczek: - Nie chodzę na imprezy.
- Jak to? Duszpasterz biznesu nie chodzi na imprezy? Przecież to wręcz mus!
- Te podsłuchane rozmowy pokazują, że nie warto na nich bywać. Ci, którzy mają kontakt z polityką, wiedzą, że tak ona wygląda. Dlatego ja z polityką staram się nie mieć kontaktu.
- Zna ksiądz osobiście księdza Sowę.
- Tak, znam. Osobiście bardzo go cenię. Jest superksiędzem i superczłowiekiem. Aczkolwiek nie chodzę z nim razem na imprezy.
- Jest superksiędzem i superczłowiekiem?
- Tak. To też dla mnie dziwne, bo nigdy nie tłumaczy tego, co stawia mu się jako zarzut. Pracuje z bardzo wieloma ludźmi - udziela chrztów i ślubów, rozmawia z bardzo wieloma ludźmi.
Czytaj: Sławomir Jastrzębowski: Tusk jest już liderem opozycji. Ale czy powinien?
- Rozmowy słyszeliśmy.
- Ja nie przeklinam, a jeśli ktoś to robi w moim towarzystwie, to zwracam mu uwagę. Generalnie staram się żyć w higienie osobistej i nie spędzam czasu z ludźmi, którzy mają dużo złych myśli i mówią złe rzeczy.
- Nawraca ich ksiądz czy opuszcza?
- To zależy od sytuacji.
- Księdzu Sowie czyniono zarzut, że chodzi bez koloratki.
- Ogromnym jego osiągnięciem jest to, że będąc księdzem i zachowując taką tożsamość, równocześnie stał się profesjonalistą i dziennikarzem. Towarzyszę mu w tym, jakim jest dziennikarzem, od lat i uważam, że ma bardzo dobry warsztat i bardzo dobrze buduje relacje. To, oczywiście, w tej sytuacji może zabrzmieć dziwnie.
- Tu się z księdzem każdy zgodzi - relacje były budowane fantastycznie.
- Pozwolę więc sobie uchylić rąbka tajemnicy z jego życia, o którym rzadziej się mówi w dyskursie publicznym, kiedy sprowadza się go do narożnika.
- Niedobrze, że się to robi?
- Powiem tak, nie jest dobrze nagrywać prywatne rozmowy. Nie jest dobrze wykorzystywać władzę do prywatnych interesów. I nie jest dobrze mówić źle o innych ludziach.
- Ksiądz nie ma koloratki, ale ma na sobie koszulkę z napisem "Lubię ludzi".
- Mam w sobie bardzo mało złych myśli. Najczęściej dostrzegam w ludziach to, co mają w sobie najpiękniejszego i uwielbiam chwalić ludzi. Przez lata myślałem, że jestem w mniejszości - jestem małym szkrabkiem, który siedzi sobie w kącie i pozytywnie myśli, a pozostali robią to, co zwykle. Przyszedł natomiast taki moment, kiedy my jako Szlachetna paczka możemy stać się większością. Obserwujemy w naszym kraju przesilenie, jeśli chodzi o mówienie o sobie, hejt stał się akceptowalny społecznie. Ja w takim świecie nie żyję. Kiedy spotkam drugiego człowieka, chcę go pochwalić. Jak ma problemy, to chętnie mu pomogę. Uważam, że drogą do sukcesu jest uczciwa praca i lubię być z ludźmi pracowitymi. Lubię też szukać w ludziach różnorodności. To mnie rozwija, a potem budujemy jedną drużynę i gramy dalej.
- Szlachetna paczka jest przedsięwzięciem, które robi bardzo konkretne rzeczy.
- Już od dawna nie robię paczek. To, czym się zajmuję, to zmienianie tego kraju. Chciałbym, żeby Polska była pięknym krajem. Kiedy zaczynaliśmy w 2001 r., wtedy największym problemem były podziały między bogatymi i biednymi. Paczka te podziały zasypuje.
- Ale te paczki dalej się robi.
- Tak, ale dziś robimy różne rzeczy. Jest pomoc dla rodzin w potrzebie. Pomagam ludziom zamożnym, żeby angażowali się społecznie.
- Pomagam ludziom zamożnym, żeby angażowali się społecznie?
- Szlachetna paczka to usługa w stosunku do ludzi zamożnych. Kiedy w 2001 r. kwitła era dorobkiewiczów, patrzyli z pogardą na biednych, mówiąc, że ciężko pracowali, bo im się chciało, a biednym widocznie nie, ludzie nie chcieli pomagać. Polska dopiero budzi się do pomagania. Wiedziałem wtedy, że Polacy się zmienią, dorobią się, będą chcieli się dzielić i pomagać, ale w standardzie, w którym jeżdżą na wakacje. Czyli, że jest to dobrze zorganizowane, że nie zajmuje to dużo czasu i jest duża efektywność. Z mojej strony paczka polega na tym, że wiem, iż są ludzie, którzy chcą pomagać, nie wiedzą komu, w jaki sposób i nie mają na to czasu.
- Przejrzał ksiądz bogatych ludzi, że jednak duchowo są biedni i potrzebują czegoś.
- Uważam, że z natury człowiek potrzebuje duchowości i pomagania drugiemu człowiekowi. Szukamy tych biednych rodzin, sprawdzamy, czy są biedne.
- Jak wy ich szukacie?
- To złożony proces. O tym, kto jest biedny w Polsce, najlepiej wiedzą szkoły i inni biedni. Nasi wolontariusze są Świętymi Mikołajami, którzy zaglądają do okien.
- Kto jest biedny?
- Możemy mówić, że ktoś jest biedny, jeśli ma mało. Ja uważam, że biednym jest ten, kto jest nikim.
- W jakim sensie nikim?
- Że jest nikim dla ludzi. Znam taką starą historię paczkową: samotna matka z czwórką dzieci, jedno niepełnosprawne. Pękła rura w kamienicy i wodociągi obciążyły wszystkich mieszkańców po równo. Ale ona oszczędzała na wodzie, więc ten dodatkowy wydatek zupełnie rozbijał budżet. Poszła do wodociągów, aby założyli jej wodomierz, by płaciła tyle, ile zużywała wody. I dla tej urzędniczki była nikim.
- Proszę księdza, dla urzędników to wielu ludzi jest nikim.
- Dlatego mamy kampanię "lubię ludzi".
- Skierowaną do urzędników?
- Jest skierowana do wszystkich. Jeśli ktoś lubi ludzi, czyli ich chwali, dostrzega w nich to, co piękne, to ludzie nagle się otwierają. Stają się bardziej radośni. Po jakimś czasie, jak ktoś lubi ludzi, to ma wokół siebie samych fajnych ludzi, którzy też lubią ludzi. Ja mogę powiedzieć, że w takim świecie żyję.
- Ale przecież ludzie biznesu muszą być drapieżni. Muszą wyciskać ze swoich pracowników siódme poty, bo inaczej jest takie niebezpieczeństwo, że ten biznes się nie powiedzie.
- "Lubię ludzi" to cztery wartości. Pierwsza to życzliwość, czyli jak masz sukces, to cię pochwalę. Druga to wrażliwość - jak masz problem, to ci pomogę. Trzecia to uczciwa praca - do sukcesu dochodzimy uczciwą pracą, a nie rozpychając się łokciami. I czwarta to fajnie, jak jesteśmy różni, bo możemy budować jedną drużynę i wspólnie wygrywać.
- Ilu osobom ksiądz pomógł? Mówi ksiądz tak: "wyprowadziłem tysiące osób z biedy, ale nigdy przez współczucie".
- To oznacza, że emocje oszukują. Często widzimy żebraka na ulicy i mu pomagamy. Ale każdy żebrak, któremu pomożemy, sprawia, że kolejny wyjdzie na ulicę, bo to staje się zawodem.
- Czyli nie pomagać żebrakom?
- Nie.
- Nigdy?
- Nigdy. To jest oczywiste. Wiadomo wszystko na temat żebraków - jakby ktoś z nas był biedny, wątpię, żeby wyszedł na ulicę i żebrał. Jakby nawet wyszedł, to nie umiałby tego zrobić. To profesjonaliści, którzy z tego się utrzymują.