Benedykt XVI

i

Autor: archiwum se.pl

Ks. prof. Alfred Nossol: Fortepian daje mu natchnienie

2013-02-13 3:00

Konsekwencje abdykacji papieża komentuje jego przyjaciel abp Nossol

"Super Express": - Jest ksiądz biskup jedną z niewielu osób, która może o sobie powiedzieć, że była bliskim przyjacielem dwóch papieży. Jak zaczęła się przyjaźń z Josephem Ratzingerem?

Ks. prof. Alfred Nossol: - Teologicznie. Znałem Ratzingera jako wielkiego teologa. Fascynowało mnie esencjonalne podejście do tajemnic naszej wiary. Ukazała się wtedy jego książka "Wprowadzenie do wiary". Byłem oczarowany. I zacząłem to w dużej mierze naśladować. Jeżeli ktoś pyta o teologię Ratzingera to polecam jego wprowadzenie do chrześcijaństwa.

- Kiedy to było?

- W 1967 roku. Zdobyłem tę książkę w Szwecji. Udało mi się kupić ją w języku niemieckim, gdyż nie byłem jeszcze obeznany z językiem szwedzkim. Szwedzkiego nauczyłem się na KUL i przydał mi się. Mogłem zluzować wujka, który był proboszczem w Sztokholmie. W każdą niedzielę i święto prowadził msze po polsku, szwedzku i niemiecku. Nie znalazł nikogo na swoje miejsce i dopiero moje pojawienie się pozwoliło mu na pierwszy od 47 lat urlop (śmiech). Bezpośrednio zetknąłem się zaś z Ratzingerem chwilę później, w Monachium.

- Jakie robił wrażenie?

- Był przewodniczącym I Międzynarodowego Spotkania Europejskich Teologów Systematycznych i nie ma co ukrywać, że wiele osób było nim intelektualnie zafascynowanych. Później, w tym samym 1977 roku, byliśmy wyświęceni na biskupów. Od tamtej pory widywaliśmy się znacznie częściej. Kiedy pojawiałem się na wykładzie w Monachium, a nie mógł być na nim osobiście, to posyłał po mnie samochód i zapraszał na obiad.

- Niewiele osób zna go prywatnie...

- Prywatnie jest bardzo delikatnym i głębokim człowiekiem. Jest bardzo otwarty i chętnie uznaje inność drugiej osoby. Usiłuje się w nią wczuć. Był też zawsze ciekawy różnych rzeczy. Kiedy zaprosiłem go na Górę św. Anny w 1983 roku na pielgrzymkę mężczyzn, przyjechał i gościłem go w moim rodzinnym domu. Dziwił się, że tak wielu ludzi na Śląsku mówi po niemiecku. I tłumaczyłem mu: "Joseph, wiesz, że przez pewien czas byliśmy częścią Rzeszy, moje starsze rodzeństwo nie chodziło w ogóle do szkoły polskiej". Mój młodszy brat też chciał zaimponować językiem niemieckim i powiedział, że mówi dobrze, ale ma problemy z "akcentowaniem" (betonung). Pomylił słowa i powiedział, że ma problemy z "betonowaniem" (betonierung). Ratzingera bardzo to rozbawiło.

- Skąd zatem ta opinia, że kardynał Ratzinger to twardy człowiek Kościoła? "Pancerny kardynał" - jak pisały media?

- To nieporozumienie. On nie potrafił być twardy. Był jednak pryncypialny i to odczytywano jako twardość. Chciał służyć bezwzględnie prawdzie i nie uznawał kompromisów. Był otwarty, ale były różnice między otwarciem na inność i na obcość. Prywatnie widać jednak tę delikatność. Pamiętam, że kiedyś byłem u niego już jako prefekta Kongregacji Wiary na niedzielnym obiedzie i zapytał, czego życzę sobie na deser. Zażartowałem, że "coś z Mozarta". I on wtedy usiadł do fortepianu i tak cudownie zagrał! Kiedy grał, widziałem, jak dużą przyjemność mu to sprawia, daje natchnienie. Nie dziwię się, że pierwszym meblem, który kazał przenieść na Watykan ze swojego mieszkania, był fortepian.

- Dla przyjaciół jego odejście z urzędu jest zaskoczeniem?

- Zaskoczeniem było to, że stało się to tak nagle, że pontyfikat był tak krótki. Od początku wiedziałem jednak, że to jest papież, którego na to stać. Jest w nim taka bezwzględna szczerość... Jak sam powiedział: "czynię to z wielką wolnością". Oczywiście żałuję, jest mi smętnie. Ale on jest zdolny do takich zaskoczeń.

- Nie tylko ks. biskup, ale wielu ludzi po wyborze Benedykta XVI podkreślało, jak wiele łączy go z Janem Pawłem II. Stąd być może zaskoczenie, że nie będzie chciał być papieżem dożywotnio...

- Można tak to odbierać, ale Benedykt XVI nie powielał, tylko pogłębiał Jana Pawła II. Tę decyzję postrzegam też przez radykalizm jego wiary. Wiedział, jak bardzo Jan Paweł II cierpiał zgodnie ze swoją wizją wiary. Benedykt XVI uznał, że w jego wypadku będzie inaczej. Do końca chciał być w pełni sił ciała i ducha. Uznał, że te siły ustępują i w pełni świadomości się wycofał.

- Wielu wiernych twierdzi, że mógł pozostać symbolem Kościoła, a część obowiązków administracyjnych scedować na innych.

- On w tak pojętą symbolikę nie wierzył. Nie chciał być symbolem. Chciał być zaangażowany w pełni, na 100 procent. Jak Jan Paweł II. Zauważył jednak, że jest w tym naturalnym fenomenie starości pewna granica intelektualna, która mu na to nie pozwoli. Joseph zawsze bazował na głębi swojego intelektu. Chciał podchodzić nie zjawiskowo, ale intelektualnie do świata zewnętrznego i wszystkiego, co robił. I chciał tak "sierioznie" podchodzić do wszystkiego do końca.

- Kiedy wybierano następcę Jana Pawła II, wiele osób podkreślało, że kardynał Ratzinger jest jego naturalnym następcą. Teraz widać takiego naturalnego następcę Benedykta XVI?

- Absolutnie nie. Wybór będzie trudny, bo to będzie ktoś, kto musi mieć w sobie coś z Jana XXIII, Jana Pawła II i Benedykta XVI. Wybór trzeba zawierzyć Duchowi Świętemu.

- Jest szansa, że Duch Święty wskaże na Polaka?

- (śmiech) Szansa jest zawsze. Tak jak mówił Napoleon do żołnierzy, że każdy z nich ma buławę marszałkowską w plecaku. Wybór papieża to nie jest tylko sama matematyka. Z żadnej matematyki nie wychodziło, że Jan Paweł II - ktoś z rodu Lechitów - utoruje drogę do Watykanu Niemcowi - komuś z rodu Teutonów. To nie było łatwe do dostrzeżenia, ale skutki przyszły później. Nie zapominajmy też, jak bardzo żywy jest Kościół poza Europą.

- Papież z Afryki, Azji...

- To jest realnie możliwe. Naprawdę wbrew temu, co się pisze, to nie jest jednak tylko czysta strategia. Bóg się posługuje i ludzką strategią, ale ostatecznie decyduje moc Ducha Bożego. I każdemu następcy Benedykta XVI złożę hołd.

Ks. prof. Alfred Nossol

Arcybiskup ad personam, teolog, przyjaciel papieża Benedykta XVI

Nasi Partnerzy polecają